Trochę mnie.

Moje zdjęcie
Nie wierzę w spadające gwiazdy. Ale wierzę w grosik wrzucony w fontannę. Czemu tak? Bo w życiu nic za darmo. https://www.facebook.com/sniez666

wtorek, 16 grudnia 2014

Rzeka

Chwilowa stabilizacja w życiu.
Cieszę się, że poukładałam sobie trochę w głowie. Nie martwię się, co będę robić za kilka miesięcy, bo wreszcie mam jakieś wyobrażenie na temat tego wszystkiego. Czuję się z tym mniej beznadziejna, bardziej optymistyczna pod względem mojego "quo vadis?". Czuję się trochę jak w trzeciej klasie gimnazjum, gdzie zmuszono mnie do obrania swojej ścieżki dydaktycznej (tak nawiasem swe poglądy wyrażając: kto to wymyślił by za dzieciaka wybierać co chce się robić w przyszłości, ale... z drugiej strony, jak nie wtedy to... kiedy? mając 30 lat?). Ścieżka ta, moja rzeka powoli dobiega końca, już powoli widzę jej estuarium, chociaż mam wielką nadzieję, że to jednak delta. Potem ogrom czasu zajmie mi przepłynięcie tego cholernie dużego i niespokojnego morza, aż w końcu uda mi się dopłynąć to wymarzonego lądu. Oczywiście jeśli po drodze nie rozdziobią mnie kruki i wrony.


czwartek, 6 listopada 2014

Dom.

Wyobrażam sobie, że jestem w moim własnym mieszkaniu. Kuchnia zdobiona w stylu starowiejskim, bo taki przypomina mi o tym, skąd pochodzę. W wazonie na parapecie stoją piękne słoneczniki, a obok posadzone mam przeróżne przyprawy. Bóg mi świadkiem, że świeże przyprawy dają o wiele lepszy aromat niż te z pudełka. Sypialnia z kolei jest cała biała - biała pościel, białe ściany, białe ogromne poduszki. trochę jak w psychiatryku, ale cała ta biel daje poczucie takiej czystości. Dla kontrastu, jedna ściana pokryta ciemno-brązową bonanzą. Wszystko w sypialni jest drewnem: biało-brązowym drewnem. Żadnej elektroniki, pomijając ukryty kabel od lampki nocnej. Łazienka dla kontrastu jest bardzo nowoczesna. Prysznic z deszczownicą, najlepiej z niskim brodzikiem, zrobiony bezpośrednio na kafelkach. Ogromne lustro oświetlone lampkami ledowymi. Chciałabym mieć jeszcze miejsce na wannę, w której odpoczywać mogłabym godzinami. Kładłabym świeczki na brzegu, brała lampkę wina, włączała radio z nastrojową muzyką. I salon. W rzeczy samej salon ciężko jest mi sobie wyobrazić, nie jest tak stałym pragnieniem jak reszta pomieszczeń, dlatego też na dzień dzisiejszy wygląda on tak: niskie meble, żółte ściany. Żadnych ogromnych, potężnych meblościanek. Minimalistyczność. Na jednej z szafek znajduje się telewizor, niżej leży xbox, dekoder, elektryczny zegarek. Vis a vi telewizora znajduje się stolik do kawy, a na nim półmisek z ciastkami, i wielka szara rogówka, z ogromną ilością poduszek, którą w razie konieczności mogę zamienić na niezwykle duże łóżko dla gości. Jedynym dużym meblem, który znajduje się w tym pomieszczeniu jest regał na książki. Wszystkie książki mojego życia - te, które dostałam w prezencie i te, która sama sobie kupiłam. Czuję więź z tym regałem, jak z dzieckiem, z którego jestem dumna i mam ochotę pokazać całemu światu, ale oddać nikomu.

Wyobrażam sobie, jak wracał do mieszkania, czując to, co czuję teraz. Siadam w salonie, przy rogówce, na podłodze i rozglądam się dookoła. Wokół cisza, żadnej muzyki, żadnych odgłosów. Szybkim ruchem podnoszę się z podłogi, rzucam telefonem o ścianę. Stolik do kawy z impetem ląduje na boku, a ciastka, które na nim leżały, rozsypały się po całym pokoju. W oka mgnieniu z xboxa, dekodera i zegarka, zostają tylko plastikowe części, trudne do ułożenia. Nie wiesz czy to część zegarka, czy może już dekodera, wszystko się perfekcyjnie zmieszało. Książki fruwają po całym pokoju wraz z pierzem z poduszek, których miało być tak dużo. Przez moment tego chaosu wydaje mi się, że słyszę skrzypce. A potem czas się zatrzymuje. Widzę to wszystko, co uczyniłam w ciągu ostatniej minuty, dokładnie. I płaczę, głośno płaczę, ale to ze szczęścia, po raz pierwszy ze szczęścia, bo wreszcie coś poszło po mojej myśli.

wtorek, 28 października 2014

Prawem wilka

Mży na mnie niepokój.
Taplam się w beznadziejności.
Kąpię się w morzu problemów.

Kolejny etap w podążaniu do ukończenia tego, wbrew pozorom, nostalgicznego czasu dążenia ku dorosłości. Nie mam pomysłu co ze sobą zrobić, dlatego też po prostu idę, gdzie mi wygodniej, gdzie droga prostsza, mniej zarośnięta, a mimo wszystko jakaś skomplikowana się wydaje być. Chciałabym stać się posiadaczką defibrylatora życiowego, odrodzić się na nowo, głowę wypełnić zupełnie czymś innym. Brak mi siły i motywacji by wstawać każdego poranka, chciałabym się zamienić problemami z kimś obcym, bo wszystko, co mnie otacza sprowadza się do nieco filozoficznych pytań "co robić, co myśleć". Zazdroszczę innym, sama zupełnie nic nie robiąc. Moje motto życiowe, moja mantra zmieniła treść, stając się posiadaczką całkowicie odmiennej dewizy życiowej. Nie ważne.




"Oddaliłam się od ciepłych ust,
Od ciepłych rąk, bezpiecznych słów.
Oddaliłam tych co kochają mnie jak gdyby ich nie było.
Oddaliłam się w lasy i w mrok.
Drzew przecież mi nie zabiją, nie skrzywdzą nie.

Niech skrywa mnie sosna, dąb, watahy dom w tych drzewach schron.
To wilczy los, to wilczy krąg,
Po nocy jest słonce.

Zapalone zorze sine, budzą w sercu ognie żywe
  Inie zgadniesz gdzie się kryje lasy nie powiedzą nic"

niedziela, 7 września 2014

Rysunek

Najbardziej w rysowaniu fascynuje mnie gumowanie. Uwielbiam poprawiać to, co pięknie przed chwilą spierdoliłam. Może nie do końca tak to jest, bo z ręką na sercu i z głową skierowaną ku niebu, mogę powiedzieć, że wolałabym, by wszystko było wykonane perfekcyjnie. Uwielbiam pociągać gumką i ukrywać błędy, które popełniłam, może świadomie, może nie, nieistotne w tym i innym momencie. Czasem zostaje mały ślad, lekki cień tej pomyłki, ale mam tą świadomość, że wystarczy pobudzić tylko kilka mięśni moich anorektycznie chudych, paskudnych dłoni (ale za to paznokcie mam ładne) by to maskować. Nie lubię, nienawidzę wręcz, patrzeć na drugą stronę rysunku, która wyjawia każdy mój panicznie ukryty błąd. Tam wszystko widać, gumka nic nie ukryje, niestety. Życie. Każdą kreskę, którą starałam się wymazać, każde pociągnięcie ołówka, kredki, czegokolwiek. Dlatego staram się też tam nie patrzeć, bo przypomina mi to o tym, jak bardzo niezdarną, zarówno artystycznie jak i życiowo, osobą jestem. Lubię raz do roku, może nawet dwa, przy braku lepszego zajęcia, sięgnąć po blok techniczny, kilka ołówków i kredki bambino (jeżeli miejsce, tudzież portfel aka hajs pozwoli), raz nawet przydarzyło mi się farbki skombinować, z efektu dość dumna jestem do dziś. Ale wracając do gumki - chciałabym posiadać taką przystosowaną do mojej niefrasobliwej głowy. Z cieniem uśmiechu na twarzy wymazywałabym złe wspomnienia z mojej mózgownicy, która szwankuje od natłoku tego typu wizji dziejów dawnych.
Paliłam przed chwilą czy to było godzinę temu?



sobota, 6 września 2014

Niedopowiedzenia

Często zakrywam usta, gdy mówię o czymś ważnym, o czymś co naprawdę ma znaczenie. Wstydzę się mówić o tym, co mnie boli, co chciałabym zmienić. Popełniam błędy, często się gubię. Za długo pamiętam, za szybko zapominam. Coraz częściej się boję. Nie wymagam, choć wiem, że powinnam. Boję się, że pewnego dnia będę chciała za dużo. Boję się, że znowu zrobię coś nie tak. Boję się, że zostanę źle zrozumiana. Nie lubię rozczarowań, acz jestem chyba do nich przyzwyczajona.

Pamiętam, jak pewnego dnia przyniosłam do domu świadectwo ukończenia, którejś klasy. Oczywiście z paskiem, bo byłam ambitną uczennicą. Zawsze bałam się tego momentu, kiedy Tata wracał z pracy i oglądał je. Czemu? Nigdy nie zostałam pochwalona, "mogło być lepiej" jak mantra, jak pacierz wieczorny. Zastanawiam się jaki to miało wpływ na to, jaka teraz jestem. Na pewno miało to znaczenie dla dzisiejszej mnie. Lubię zakładać, że będzie źle, bo rozczarowania są rzadsze. Chyba coś jest ze mną znowu nie tak. Otwieram kalendarz, zerkam na skierowanie na psychoterapie i marzę, by już się zaczęła.

Prawą ręką kręcę loki, które sobie zrobiłam. Patrzę na rajstopy i spódniczkę, którą miałam założoną. Na lewej ręce zauważam ślady czerwonej szminki, która jeszcze niedawno była na ustach. Otwieram kolejną paczkę papierosów, odkładam zimną już kawę.
To chyba zły dzień, kiedy zaczynasz go papierosem i kawą i tak samo kończysz.



"Myląc brak słów z całkowitym zrozumieniem
Mijam Cię zazwyczaj w drzwiach, chyba patrzysz prosto w ziemię
Chowasz głowę w piach, to strach przed porzuceniem
Mówisz coś, że to nie tak, że Tobie brak jest czegoś, czego nie wiem
Rozmawiamy rzadziej, częściej to milczenie
Wreszcie krzyczysz coś o niczym, co naprawdę ma znaczenie"

sobota, 23 sierpnia 2014

Charles

Każdy facet musi zdać sobie sprawę że to wszystko może zniknąć w jednej chwili: kot, kobieta, praca, przednia opona, łóżko, ściany, pokój; wszystkie rzeczy najpotrzebniejsze do życia, łącznie z miłością, spoczywają na fundamentach z piasku - i pojedyncze zdarzenie, nieważne jak od ciebie odległe: śmierć chłopca w Hongkongu albo śnieżyca w Omaha może przynieść ci zgubę.

Cała twoja porcelana rozbije się o kuchenną podłogę, wejdzie twoja dziewczyna a ty będziesz stał pijany w samym środku tego wszystkiego i kiedy zapyta: mój boże, co tu się stało? odpowiesz: nie wiem, naprawdę nie wiem.

— Bukowski.

niedziela, 10 sierpnia 2014

Czas spełnienia

Czego kobieta może chcieć od mężczyzny?
Krążąc po kwejkach, demotywatorach i innych bzdurach, które pochłaniają trochę mojego czasu, można się złudnie przekonać, że chce wszystkiego i niczego. Albo, że gdy już dostanie to czego pragnęła, to już tego nie chce. I że tak naprawdę to ona sama nie wie, czego chce. Lista jej życzeń jest dłuższa niż cała zawartość Wikipedii, a zachcianki zmieniają się wraz z porą roku, datą, godziną. Nic bardziej mylnego.
Kobiety chcą, by mężczyźni (a właściwie ten jeden jedyny, niekoniecznie książę na białym koniu, rower w zupełności wystarczy, nawet pieszo mógłby przyjść, ale żeby się zjawił) uczynili jej życie kompletnym. To jest jedyne zadanie, które przysługujemy tak naprawdę mężczyznom.
Co znaczy uczynić życie kompletnym? Nie jest to takie proste do wytłumaczenia, bo każdy pojmuje to na swój sposób. Ale cel jest jeden tego zdania: sprawić, by wybranka czuła, żeby wiedziała, żeby już zawsze była pewna, że jest na swoim miejscu. Że pełni rolę, która była jej od początku pisana, i że tą rolą daje szczęście innym. Nie ma większego szczęścia ponad spełnienie. Nie ma nic lepszego, niż dzielenie się tym szczęściem.


"Więc spleć palce z moimi palcami i chodź.
Prowadź i daj się prowadzić"

niedziela, 13 lipca 2014

Jeszcze będzie przepięknie

Rok.
365 dni odkąd zawalił mi się świat. Chociaż wiem, że cząsteczki mojego świata waliły się już dużo wcześniej, pomału. Ale 365 dni temu wypadła z niego ta cegła, która podtrzymywała wszystko. W głowie kołatają mi się myśli, wspomnienia, które w sobie wymuszam. Nie, nie w ten sposób. W ten dobry sposób je przywołuję. Zdałam sobie sprawę z tego, że jeżeli nie będę ich powtarzać w głowie, to się przemieszają, zupełnie jak Znaki, które Julia Pole miała powtarzać w każdej wolnej chwili*. Jest mi trochę wstyd, że niektóre nie są już takie wyraźne, jak być powinny. Przykrą prawdą jest, że w głowie każdego bardziej utrwalają się te przykre, niż te wesołe. Zbieram te wszystkie dobre w całość i graweruję je w pamięci.

"Ale pewnie już wszystko powoli się układa" - powiedziała mi Pani w kwiaciarni, kiedy odbierałam kwiaty na grób Taty. Przytaknęłam głową, bo nie jestem z tych, którzy zwierzają się byle komu. Chociaż pewnie właśnie zwierzam się całemu światu. Cieszę się, że ten świat nie odszyfruje wszystkiego.

Jestem tym, kim jestem, dzięki wszystkim ludziom, których spotkałam. Bez nich, byłabym nikim. Z nimi mogę wszystko - słowa z plakatu, który dawno temu wisiał na moich drzwiach. Teraz wiem, już teraz rozumiem ile w tym prawdy. Czuję ogromną wdzięczność za to wszystko, co moi ludzie, mówiąc prościej i zwięzłej - przyjaciele, dla mnie zrobili przez te 365 dni. W szczególności ta jedna osoba.


Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie...






* C. S. Lewis - Opowieści z Narnii: Srebrne krzesło.

środa, 11 czerwca 2014

Akt trzeci

To spadło na nią znienacka. To nie był grom z jasnego nieba, to było coś o wiele silniejszego. Szansa jedna na milion. I w ułamku sekundy stała się milionerką.

Jak się czuję? Nie wiem, czy zdołam to opisać. Chyba jeszcze do mnie to nie dotarło. Nie tego się spodziewałam, ale właśnie to w tej całej sytuacji jest najpiękniejsze. Jak sobie z tym poradzimy, nie wiem. Właśnie tej formy osobowej mi brakowało. Patrzę na listę "MUST DO życia" i stała się ona nagle realna. Wszystko jest możliwe, jeżeli czegoś się bardzo mocno pragnie. Co jeszcze? Na pewno spokojniej łapię oddech, spokojniej się poruszam, aż wreszcie spokojniej zasnę.

Strachy na lachy - dziewczyna o chłopięcych sutkach

piątek, 6 czerwca 2014

Akt drugi

Czas nocą upływa szybciej, niż za dnia. Dlatego też najlepsze rzeczy przychodzą o tej porze. Te najgorsze także. Nocą kochamy bardziej, bardziej tęsknimy, więcej marzymy, czujemy więcej. Jest to wynikiem skończenia kolejnego rozdziału książki, którą piszemy każdego dnia. Lista rzeczy, które się zrobiło. Rachunek sumienia, żal za grzechy.
Dlatego też nocą, gdy słucham muzyki zamykam oczy, by wypełnić się nią po brzegi. Wsłuchuję się w każde słowo, odczuwam każdy dźwięk, bo tylko wtedy jest to tak silne.

Tak bardzo stałam się świadoma tego, że nie pożegnałam się z Tatą. Tak naprawdę nigdy nie pozwoliłam mu odejść. Nienawidzę pożegnań, dlatego też nigdy tego nie robię i właśnie dlatego to tak bardzo boli. Dlatego tak bardzo pieprzy mi się w głowie.
Z tym wiąże się jedna rzecz, której nie zrobiłam i na którą nie jestem gotowa.
Nigdy nie będę.

Goo goo dolls - Iris

niedziela, 1 czerwca 2014

Akt pierwszy

Leżałam tam około dwóch godzin. Było mi zimno w plecy, chociaż tego nie czułam. Trawa pokrywała się poranną rosą i ja chyba też. Leżałam z rękoma wyciągniętymi nad głową, tak, jakbym była do czegoś przywiązana.  Moje stopy kołysały sie w nerwowym rytmie. Oczy miałam szeroko otwarte, zamiast wpatrywać się w wschodzące słońce, patrzyłam się na niebo, które powoli przybierało niebieską postać, dobrze wiedząc, że to tylko efekt rozpraszania Rayleigha.
Co tam robiłam? Nie mam pojęcia, ale chyba podejmowałam decyzję. Uodparniałam się na każde wydarzenie, które mogłoby się stać rzeczywistością, na każde słowo, które mogłabym usłyszeć.
Mimo wszystko, te dwie godziny są kropelką w porównaniu do morza czasu, które musiałoby minąć, bym powiedziała "jestem gotowa".
Gotowa na co? Nie napiszę, bo skłamię, bo tu nie ma miejsca na tak dużą ilość szczerości.

Nie mogę pić, mogę palić. Mogę robić sobie tatuaże, wychodzić nocą na spacery, malować paznokcie na różowo, chodzić na solarium, zrobić sobie nowy kolczyk. Mogę zakładać kolorowe okulary, ubierać krótkie spódniczki, zaplatać warkocza. Mogę śmiać się tak mocno, aż będę płakać.
Moim powołaniem numer dwa jest aktorstwo.

.

środa, 28 maja 2014

Sudety

Bardo, woj. dolnośląskie

Dowiedziałam się, że na tym zdjęciu wyglądam na szczęśliwą. Bo tak było. Wspinając się coraz wyżej nad poziom morza, czułam coraz większe zmęczenie, ale każdy jeden szczyt był warty tego, by tam się wspiąć.

"Patrząc z góry wokoło świat wydaje się lepszy."

piątek, 16 maja 2014

Cmentarzysko

Gdy myślę o wczorajszej "mnie" zastanawiam się kim byłam w środę i cóż dobrego musiałam w ostatnim czasie uczynić, by choć na chwilę ukryć w cieniu tą bardziej przykrą wersję samej siebie. Chyba znalazłam nowy sposób na nie-myślenie, bądź jak kto woli "zapomnienie".
Miałam okazję zwiedzić przepiękny Grodzisk Mazowiecki, a przede wszystkim ukryte tam cmentarzysko starych samochodów. Chyba nigdy nie zrozumiem jak można zostawić te cuda motoryzacji na pastwę losu. Zabrałabym je wszystkie i opiekowała się nimi. Ale patrząc na to, co z nich zostało, wiem, że lepiej będzie jak tam zostaną i będą cieszyć wzrok odwiedzających. A każdemu, kto zabierze stamtąd coś więcej niż wspomnienia, niech przyjaciółka ma Karma, skopie mu tyłek. Cały ten wypad natchnął mnie to do poczęcia jakiś zmian w swoim byciu. Ale jak ze mną wiadomo, o takich zmianach często się pisze, rzadko się robi. Ściągam ze swojej głowy brzemienia, które dają mi tylko niepotrzebne impulsy do przygnębiających myśli.
Krokiem milowym w tym wszystkim jest jednak wizyta u lekarza i jego już przewidziana przeze mnie diagnoza. Jest Pani popierdolona. Proszę brać witaminę C. Należy się 200zł.

Jak mam to wytłumaczyć,
W jakie ubrać to słowa,
Co się liczy najbardziej?
Spokój w głowach.

Tata Grabaż zawsze dobrze radził. Miło zgłosić się do niego po tak długim czasie.


poniedziałek, 28 kwietnia 2014

2 lata temu.



                W gruncie rzeczy podobała się jej ta beznadziejność, która w niej tkwiła. Przynajmniej miała czym zająć głowę pustymi jak dwie złączone półkule magdeburskie, nocami. Uśmiechała się, mimo, że nie miała teraz ani nastroju, ani powodu. Ten rodzaj beznadziejności, kiedy zostaje ci jedynie głupie uśmiechanie się do ścian. Doskonale pamiętała każdą chwilę, każdą chwilą żyła. Poznanie się, pierwsze wypite piwo, pierwszy taniec, aż w końcu doszło do pocałunku. Niejednego tamtej nocy. I ciągnęło się to w niezliczoną ilość wspólnie spędzonych, pełnych namiętności nocy.
Zdecydowała się na spacer. I tak nie miała nic lepszego do roboty. Po drodze wstąpiła do sklepu monopolowego. „Sobieskiego i viceroy’e czerwone poproszę” – powiedziała. Zanim jednak wyszła ze sklepu wzięła jeszcze cos bezalkoholowego. „Park jest świetnym miejscem, wręcz doskonałym. Godzina dwunasta, brak żywych dusz, tylko nocne pijaczki co jakiś czas idące krokiem węża. W sumie też bym tak mogła, też tak chcę.” – prowadziła monolog w myślach. Pół soku wylała, resztę ładnie zmieszała
 „To będzie piękna noc. Wieczór wysublimowanej rozkoszy – mieliśmy w zwyczaju mawiać. Chodźmy się kochać – powiedziałeś, a ja nie dałam po sobie poznać, że robiłam to z Tobą w myślach każdej nocy. Serca biły niczym bębny voo-doo, nikt nie mógł ich uciszyć. Nasz pierwszy nie-pierwszy raz. Alkohol łagodnie szumiał nam w głowie, wzmacniając doznania. Byliśmy kochankami, a naszym swatem był Wielki Gatsby. Nie mogłam złapać swobodnego oddechu. Wszystko było nasze. Byliśmy parą królewską tej ziemi i wszystko było zrobione dla nas. Niebo na wyciągnięcie ręki – łapczywie je połykaliśmy, z każdą chwilą coraz bardziej, więcej, mocniej, aż wreszcie go zabrakło i nadeszło piekło. I je też pochłonęliśmy. Już nic nie było wysublimowane. Zżeraliśmy się wzrokiem i nie było to pożądanie. Przedawkowaliśmy siebie i to nas zabiło. Boleśniejsze od śmierci jest właśnie zakochanie.”


poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Me.

Przeczytałam trochę za dużo kartek z pamiętnika. Zatęskniłam za tamtymi słowami. Mam zamiar nimi sie podzielić, chcę odkryć troche wiecej złości i radości, niż tej bezsensowności, która oplotła mnie całą, nie zostawiając suchej nitki. Jestem juz dużą dziewczynką.

czwartek, 3 kwietnia 2014

Karma

Studia nauczyły mnie jednego.
Mimo wszystko, że większość ma skończone 20 lat, to nadal jest tą samą bandą idiotów, którą była w gimnazjum.

Moje studia, oprócz uczenia się od października do maja, zapewniają jeszcze naukę w wakacje i z tego powodu też odnoszę wrażenie, że mam do czynienia z dziećmi. Wakacje skończyły się wraz z opuszczeniem liceum/technikum. Zaczęła się praca, studia dzienne, studia zaoczne, zakładanie rodziny etc. Nie ważne, jaki kto kierunek obrał po szkole średniej, z pewnością Ci, którzy wybrali tą samą ścieżkę co ja, nie zdawali sobie sprawy, że studia to nie przedłużenie beztroski, ale pierwszy poważniejszy krok w dorosłość. Nie mam tu na myśli tylko kwestii wynajmu mieszkania, robienia zakupów, gotowania, sprzątania, prania, ogółem mówiąc samodzielności, ale przede wszystkim podejmowania ważnych decyzji. Nie mam siły opisywać dokładnie, co wydarzyło się u mnie na roku, bo to nadaje się tylko na skecz do kabaretu.

Wiem też, że życie dało mi niedawno takiego kopa w tyłek, że nie mówię jak dwudziestoparolatka, ale jak osoba bliżej 40. Tak też się czuję. Czuję się aż zbyt dojrzała na swój wiek, mimo, iż nadal śpiewam z laptopem i zdobię swoje ciało dziwnymi tatuażami.

I wierzę w Karmę, która koniec końców, skopie nam wszystkim dupę.


piątek, 28 marca 2014

Zalowanie jako nowa metoda odchudzania

W wieku 30 lat będę mogła zrobić sobie studia lekarskie w przyspieszonym tempie. Opowiem Ci o większości tabletek, jakie powinieneś brać, opowiem Ci, co zrobić, gdy czujesz, że idzie angina, powiem Ci co brać na depresję, co na nerwicę, co na ból zęba, co na ból dupy.
Dzisiaj ciąg dalszy przygód z moimi zębami mądrości. Na szczęście wprawiona w boju jestem i wiem co mogę, czego nie. Dlatego dzisiaj nie zapalę, co mogłoby być świetnym początkiem dla pożegnania się z tym nałogiem, ale nie oszukuję się, zbyt bardzo to lubię.

- Skąd ten koleś mnie zna?
- Nie wiem, może pijana byłaś i nie pamiętasz.
- Nie piję już takich ilości.

Czuję się stara. Dzisiaj w aptece wykupując kolejną receptę, Pani przede mną zauważyła moją spuchniętą twarz i wychodzącą zakrwawioną gazę z buzi. Opowiedziałam jej krótko o zębach mądrości. Zdziwiła się, że w takim młodym wieku już one wychodzą. "Ale ja mam 21 lat...". Od zawsze ludzi szokuję podając swój wiek, ale jedno mnie zastanawia: czemu tak wyglądając czuję się zupełnie inaczej? Nie, nie mam ochoty walać się pijana po Monciaku, nie mam ochoty kolorować się siniakami na koncertach. Lubię wziąć kawę, zawinąć się w koc i czytać kolejną książkę a'la Kryminalne zagadki Miami.
Wtedy też, zastanawiając się kim jest owy pan, mówiący mi codziennie "cześć" na uczelni, natchnęło mnie na wspominanie lat ubiegłych. Na wakacje 2012, które spędziłam będąc pijana każdego.jednego.dnia. I wakacje 2013, które z powodu zbyt przykrych doświadczeń spędziłam w domu. Dziwne, że więcej pamiętam z tego czasu pijaństwa, niżeli z ubiegłego roku. Czuję jednocześnie odrazę, ale z drugiej strony strasznie tęsknie za tymi chwilami. Z resztą, większość mojego życia skupiona jest za tęsknotą i żałowaniem. Stąd też tak mocno z tyłka zrzuciłam. Z tego żalu. A to z zupełnie innych powodów, mam go taki twardy.





czwartek, 6 marca 2014

Nothing else matters.

Godzina 20:35.
Nie zdążyłam dobrze zasnąć, a już się obudziłam. Miałam dobry sen. Sen tak pełen nadziei, że gdy się obudziłam, z tej całej niemożności zmiany sytuacji, dawnych wydarzeń, zaczęłam płakać. Chciałabym to komuś powiedzieć, ale jestem tak beznadziejnym przypadkiem, że boję się zwalać na kogoś moje brzemię. Chciałabym wrócić do tamtego snu, chciałabym, żeby było tak jak w tamtym śnie. Chciałabym, by mimo iż sytuacja była paskudna ktoś by się starał.
Wszystko byłoby inne.
Ja też byłabym inna.
Lepsza.

Nie mogę wspominać tamtego snu nie wydając z siebie kolejnego potoku łez. Jest źle. Nie widzę na horyzoncie żadnej poprawy. W przyszłym tygodniu będzie gorzej, moja uczelnia się o to postara.
Setny post. Nic lepszego nie mam do powiedzenia.



"So close no matter how far
Couldn't be much more from the heart."

środa, 5 lutego 2014

Momenty

     Widzę wszystkie moje blizny. Dokładnie, każdy detal, jak pod najlepszym mikroskopem, jaki kiedykolwiek został stworzony przez człowieka. Widzę, jak przez te wszystkie lata, każde zdarzenie, w większej mierze oczywiście te złe, ale te dobre też, piętnowały mnie, kreując osobę, którą właśnie jestem. Widzę rzeczy, które uciekły mi przez palce, a co najgorsze, tak mocno skupiam się na nich, tak strasznie żałuję, że tym teraźniejszym również pozwalam odejść. Przypomniałam sobie każdą, najbardziej niezwykłą chwilę mojego życia i obwiniam się, że nie wyciągnęłam z niej więcej. Najbardziej żałuję tych rzeczy, których nie zrobiłam. Przecież to takie ludzkie. Żałuję, że wtedy nie miałam aparatu przy sobie by upamiętnić tę chwilę, żałuję, że w tamtym czasie nie powiedziałam tych słów, żałuję, że tam mnie nie było. I biorąc pod uwagę dość popularnie stwierdzenie o żałowaniu, chyba wiem, czemu moje pośladki są takie szczupłe.
     Już niewiele mogę sobie zaoferować. Na wiele po prostu nie mam czasu. Czuję ten kryzys wieku średniego mając zaledwie dwadzieścia jeden lat. Zdaję się, ze to bardzo młody wiek,ale patrząc na to z innej perspektywy, mam za sobą 7724 dni i ponad połowę z nich zmarnowałam. Na co zmarnowałam? Na niełapanie chwili. Na niekolekcjonowanie dobrych momentów. Na niecieszenie się z tego, co miałam, co mam. Wydaję się sobie taka... spanikowana, taka coraz bardziej świadoma, że to wszystko ucieka. Świadomość bywa bolesna. Uśmiechnij się wreszcie, taka młoda i piękna już nigdy nie będziesz. Być może to jest ten dzień, o którym myślałam w marcu 2012 roku.
     Wykładam wszystkie karty na stół. Widzę co mam, widzę co straciłam. Ale nie mam pojęcia ile jeszcze mogę zyskać i jak długo to potrwa. Czy od tej chwili będę żyła inaczej? Czy będę wykorzystywać w stu procentach każdą chwilę, by móc u mety powiedzieć "nie żałuję"? Wątpię. To jeszcze nie ta chwila. Patrząc świadomie na to, co mnie czeka wątpię, że kiedykolwiek nastąpi. Wiem, że chciałabym ją mieć, posiadać, posiąść. Może za 3 lata? to taki okres najbardziej realny, ale przecież jak wszystko, może ulec zmianie. Wszystko się zmienia. Ja też się zmieniłam. Nie wczoraj, nie rok temu. Cały czas. Ten proces jeszcze trwa.
     Jestem każdą chwilą, którą przeżyłam. Jestem każdym człowiekiem, którego spotkałam. I taką właśnie będę.

     Bałam się, że już nawet moje pisanie straciło sens. Bałam się, że już nie potrafię pisać tak, jak za czasów mojej "kalifornizacji". Ale chyba coś we mnie jeszcze z tego zostało.





piątek, 24 stycznia 2014

Till we die

Co u mnie? Chyba dobrze. Moja waga nieco wzrosła, co mnie niesamowicie cieszy. Wraz z każdym kilogramem oddala się anoreksja. Myślę, że to duża zasługa jedzenia śniadania, chociaż wciąż muszę wstać dwie godziny wcześniej, by zjeść coś na spokojnie. Cieszę się także z odkrycia wagi w mieszkaniu, chociaż wiem, że powinnam ważyć się rano, ale wieczorna waga, po zjedzeniu porządnego obiadu i popołudniowym podjadaniu czekolady, bardziej mnie zadowala.
Czuję się mocno ograniczana przez moje dolegliwości, ale widzę jak duże postępy zrobiłam od listopada, kiedy wszystko miało swój punkt kulminacyjny. Co prawda, uzależniłam się od wafli ryżowych, ale na szczęście nie cierpię na tym zbyt mocno :)
Mama za granicą. Nie powiem, brakuje mi okropnie nawet krótkiego porozmawiania z nią. Ale myślę, że zrobię jej miłą niespodziankę witając ją na lotnisku. Jest to jedna z nielicznych osób, za którą wskoczyłabym w ogień.

W poniedziałek zaczynają się egzaminy, więc czas zaparzyć sobie zieloną herbatę, przynieść wafle ryżowe, położyć zeszyty obok siebie i odpalić Simsy.

"Nigdy nie przestałem próbować, nigdy nie przestałem czuć że rodzina jest czymś dużo więcej niż tylko rodem"

wtorek, 21 stycznia 2014

Map

Nie mam co robić, więc piszę. Chłopcy i Werka oglądają mecz, zacięcie kibicując Polakom. Na złość im kibicuje Szwecji, może tylko dla tego, że mimo iż nigdy tam nie byłam, czuję, że coś mnie tam ciągnie, nie tylko z mojej geograficznej ciekawości.
Dzisiaj mój kartograficzny cel stał się nieco bliższy, przez miłe zaskoczenie w indeksie :) Ocena dwukrotnie wyższa niż przewidywałam. Chociaż szczerze powiem, że nie czuję się, że zasłużyłam na 100% na nią. Mimo wszystko cieszę się ogromnie.
Czuję, że jutrzejszy dzień będzie porażką. Nie wiem co na to poradzić, patrzę w notatki, widzę rzeczy, które znam na pamięć ale nie dają mi one pewności siebie. To jest ten minus studiowania, że nigdy nie wiesz, co się przytrafi.

To chyba tyle z tego dnia...
A chciałoby się więcej.

wtorek, 14 stycznia 2014

HealthyJealousy

Nieuchronnie zbliża się sesja, a dla mojej podświadomości jest to znak, że trzeba idealnie zmarnować czas tak, aby nie mieć siły w jakikolwiek sposób go wykorzystać. Stąd też, po niecałym roku posiadania i trzymania na pulpicie ikonki The Sims 3 -Rajska Wyspa, natchnęło mnie na uruchomienie tego najskuteczniejszego ze skutecznych pochłaniacza czasu i zagłębienia się w jego podmorskich (dosłownie!) sekretach. Podczas gdy ja zanurzałam się w ciepłych wodach oceanu, Mój Luby, czy też Mój M., jak mawia mój Dziadek (ehe!), uciekał do Visuala, by ponabijać levele w Golden Sun. Także układ idealny, spędzamy razem czas, każdy robiąc to co lubi. Nadszedł jednak TEN moment, gdy Mój M. zbliżał się do final fight, by zabić smoka, który miał trzy głowy, ale potem okazało się, że te głowy to jego rodzice i musiał ich od-uśmiercić, a ja musiałam sięgnąć do Simsopedii, gdyż odkryłam nurkowanie. Wraz z tym cudem odkryłam dodatkową opcję odkrywania wysp, budowania kurortów (moje wymarzone Empire oczywiście, ach, gdybym jeszcze posiadała zdolność tworzenia mebli do mych simsów...), z czym wiąże się poszukiwanie części map. Nie zgłębiając się już dalej w PochłaniaczCzasu, poprosiłam M. by zajrzał do wyżej wymienionej encyklopedii, by zobaczyć jak zebrać części mapy i co należy zrobić, by Krakena ujrzeć. I się zaczęło: musisz zebrać butelki, albo zaprzyjaźnić się z syreną, by Krakena ujrzeć, to mieć cechę pechowiec i stać nieruchomo na łódce, i tak dalej, i tym podobne...
Największym jednak zdziwieniem było oświadczenie M., że on też chce zacząć grać i szybciej niż ja te wyspy odkryć. M.? Simsy? Masz gorączkę? Wezwać karetkę?
Taka Zdrowa Zazdrość :)

Może i udaje mi się w Simsach co nieco, ale w Heroes III, zawsze będzie mu lepiej szło ;)

sobota, 11 stycznia 2014

Księżniczki, odchudzanie i inne bajki

Księżniczka na ziarnku grochu była anorektyczką.

Ostatnio po głowie bardzo często chodzi mi to sformuowanie, szczególnie wieczorem, kiedy daję sobie powody do takiego myślenia. Bardzo ubolewam nad utratą wagi, która nastąpiła tej jesieni i sprawiła, że moja samoocena znacznie spadła. Ale może co nieco więcej o tej księżniczce.
Pamiętam, że tą historię po raz pierwszy obejrzałam w telewizji. Był to czas, kiedy wieczorynki naprawdę trwały pół godziny i naprawdę BYŁY. Czasy, kiedy na VHS oglądało się Opowieści Braci Grimm i Ramayana (nadal polecam tą bajkę, jest na youtube). Kiedy bajki uczyły czegoś ważnego, wpajały jakieś wartości, a reklamy trwały krócej niż 10 minut. Kiedy znałeś na pamięć melodię pod numer 0700880774. Kiedy ulubioną grą były kolory lub wojna (ale nie chodzi mi tu o karcianą, tylko tą z piłką, gdzie zabierałeś terytorium przeciwnika). Pamiętam stos materacy, na których owa księżniczka się położyła i nadal potrafiła wyczuć ziarnko grochu. Mam tak teraz, z ta różnicą, że to nie ziarnko grochu mnie uwiera, a koralik z dredów, jeden z moich ulubionych. Zauważyłam, że odkąd straciłam na wadze nie potrafię położyć się wygodnie. Nawet źle położone prześcieradło potrafi mnie sfrustrować do granic wytrzymałości, szczególnie wtedy, gdy do budzika zostały 4 godziny. Wtedy właśnie natchnęło mnie do takiego myślenia, że jak pod stosem stu materacy w ogóle można wyczuć ziarnko grochu. Na szczęście (choć bardzo chwiejne w tym momencie), anoreksji jeszcze nie muszę wpisywać na listę moich odbytych chorób, ale po zeszłorocznej chorobie i konsultacjach z lekarzem, wiem, że chwieję się na granicy.
Zawsze zastanawiałam sie jak to jest chcieć schudnąć. Wyszukałam niedawno mój "analogowy" pamiętnik, w którym w 2009 roku chciałam zrzucić 2kg, tylko po to, by ważyć równe 50 kilogramów. Ale nie był to mus, jaki na siebie zakładam teraz, z tą różnicą, że w przeciwną stronę.
Nie lubię swojego odbicia w lustrze.
Chyba jeszcze długo nie polubię.
I nawet chyba, jestem jedną z niewielu dziewczyn, które chciałyby przytyć.