Trochę mnie.

Moje zdjęcie
Nie wierzę w spadające gwiazdy. Ale wierzę w grosik wrzucony w fontannę. Czemu tak? Bo w życiu nic za darmo. https://www.facebook.com/sniez666

wtorek, 5 września 2017

More than you know

Nie znam siebie zbyt dobrze, ale na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy piszę. Piszę, kiedy coś mnie uwiera w sumienie, piszę, kiedy mniemanie o sobie spada poniżej normy, ale najrzadziej piszę wtedy gdy jest mi dobrze. Robię tak, gdyż widzę jakąś ulgę, pocieszenie, w tym wylewaniu mało istotnych słów na tą elektroniczną kartkę papieru. I choć to tylko trwa chwilę, zawsze do tego wracam.

Boję się pisać, że jest mi dobrze, boję się, ponieważ mam dziwne przeczucie, że gdy to zrobię, znowu będę spadać z tego rollercastera, ale niezaprzeczalnie właśnie teraz tak jest. Dach nad głową, on obok, jedzenie w lodówce, on obok, ciepło w mieszkaniu,  on obok, zdrowie w garści, on obok, waga w normie, on obok. Wreszcie jest przepięknie, wreszcie jest normalnie, uśmiechając się zaciskam pięści by tego nie wypuścić, nie popuścić ani na centymetr, na dwa też nie. Miód znowu jest w przyzwoitej cenie, mogę sobie na niego pozwolić, więc dawkuję go rozważnie, by starczyło go na długo, by starczyło go już zawsze. I choć od samego początku nie jest łatwo, coś mi mówi, że będzie miało to odbicie w przyszłości.

I just need to get it off my chest
More than you know
You should know that baby you're the best
More than you know.

czwartek, 20 lipca 2017

wtorek, 18 lipca 2017

Helikoptery

Trochę jeszcze w głowie mi szumi. Właściwie to nie trochę, a całkiem solidnie, właściwie to nie tylko dziś, a przez cały pieprzony czas. Nie mogę zasnąć z powodu tych wszystkich żenujących sytuacji, w które tak pięknie się wpakowałam. Co ja ze sobą mam? To w ogóle jeszcze ja czy już nie ja? Za każdym razem, budząc się przeżywam weltschmerz, ogromnego kaca moralnego, który wieczorem zmienia się w salwę śmiechu i to w dodatku z mojej strony, bo sęku w tym nie ma, by żałować. Lista osób mających mnie za "dziwnego typa" się wydłuża z każdym tygodniem (całe szczęście nie z każdym dniem, bo w ten sposób moje województwo miałabym już z głowy) i już wcale nie jest mi tak fajnie. Przez myśl mi przeszło, by do kościoła się przejść, może moje spierdolenie totalne zmniejszyłoby się chociaż o cal na skutek wpatrywania się w półnagiego faceta, który rzeczywiście cierpiał (i cierpi nadal, co dla mnie jest niezwykle infantylne, by wielkość człowieka jego porażką (?) mierzyć). Ale co też mądrego miałabym mu powiedzieć, skoro on wszystko już wie? Prawdopodobnie wzruszyłabym ramionami, bo ze wzruszeń tylko te mi zostały. Zdaję sobie sprawę z tego jak złym człowiekiem jestem i nic z tym nie robię, nadal, bo w gytii rzeczy jest mi z tym neutralnie, by nie rzec, że dobrze.
There's no lie in her fire, ale też she's lost control.

niedziela, 21 maja 2017

Gdzie rozpieprzenie zastąpiło miód

Miód jest taki drogi w tych czasach. Znalazłam nowe lekarstwo na mój weltschmertz. Kiedy to się skończy? Kiedy będę miała znowu dostęp do miodu? Mieszam rozpieprzenie w herbacie, pięć razy w prawo, trzy w lewo, poprawiam w prawo znowu, jeśli trzeba, jeśli przesadziłam. Nie czuję się zbyt dobrze w tej głowie.

niedziela, 7 maja 2017

Na imię ma Gloria

Mind out of control.
Nie nadążam za sobą po raz kolejny. Moje nastroje wybiegają poza jakikolwiek schemat. Moje mentalne 16 lat właśnie daje mi totalnie w kość i to z powodu jednej małej informacji przyjętej do wiadomości. Chciałabym być chora, chora tak, by niektórych trudnych dla mnie rzeczy nie przyjmować do siebie, zamknąć drzwi na klucz i nie wpuszczać. Nawet już nie mam siły układać zdań.

sobota, 29 kwietnia 2017

Serce. Motoserce.

Wczoraj miałam 16 lat, dziś też mam i jutro również będę mieć. Już zawsze będę mieć 16 lat. Spełniam swe marzenie. Gdybym wiedziała, że mentalny orgazm może trwac tak długo, zrobiłabym to już dawno. Przytyłam 4kg i były to 4kg czystego egozimu. Wszystko co robię, robię dla siebie. Zrozumiałam, że szczęście nie polega na tym, by mieć to co inni, ale mieć to co sama chcesz. To takie oczywiste i trudne zarazem. Zajęło mi to 9 lat. Uciszyłam moją chęć stania sie inkubatorem na długo. Są rzeczy ważniejsze. Samorealizacja ponad standardy.

piątek, 14 kwietnia 2017

Someone new.

Od dwóch miesięcy kopię się w rzyć, pluję się w brodę, gryzę sobie język. Żaluję. Żałuję, że milion lat świetlnych wstecz zabrakło mi chęci do dalszego poszukiwania walizki z milionem. Poległam na pierwszej próbie i nigdy więcej nie wsiadłam na tego konia. Przecież to wcale nie bolało, wystarczyła odrobina inicjatywy i trochę więcej chęci i być może szczypta entuzjazmu, nic poza tym, nic ponad to. Ale tak to już ze mną jest, że klapki z oczu po latach ściągam i odnajduję się w tym w każdej kwestii. Poszukiwanie, choć mogło okazać się rozczarowaniem też nie poszłoby na marne. Doświadczeniem bym to teraz nazywała. Teraz. Teraz jest za późno, bo wreszcie wiem czym była ta walizka i co oznaczał ten milion. Mądra po szkodzie? Oj bardzo.

Ktoś nowy.

poniedziałek, 27 lutego 2017

Gniazda.

Jak zatrzymany w biegu wiatr, jak niebo wśród nocy bez gwiazd.

Myślę, że jednym z najbardziej pokręconych scenariuszy, jakie kiedykolwiek czytałam (czy też oglądałam jego wyreżyserowaną wersję), jest ten napisany przeze mnie, nieświadomie, totalnie out of control. Ile razy staczam się moją sinusoidalną zjeżdżalnią, tyle razy w górę jadę rollercoasterem. I choć zawsze utrwalam sobie pewnego rodzaju świadectwo odbytej podróży, to nigdy nie pamiętam jak to jest piąć się w górę. Ale w tym szaleństwie jest metoda, bo o ile sztuka spadania już mnie nie zaskakuje, to jazda w górę zawsze niesie ze sobą ten element zaskoczenia. Przyjemnego oczywiście.
Jedno z moich ulubionych słów, mianowicie "wysublimowany", znowu dość często gości na mych wargach. Popołudnia bezkarnie cytrynowe? Nie, to nie to dzieciaku. Popołudnia wysublimowanej rozkoszy. Poranki i gorące noce też takie są. Zawsze ten sam sentyment. Dziś jestem młodsza o 7 lat, wczoraj też byłam i ku zaskoczeniu jutro nadal będę. Dobrze jest znowu panować nad swym własnym oddechem. Nie wyrażam zgody na resuscytację, bo jeśli nie teraz to już nigdy. Ten polaar jest ciepły i przyjemny. I skoro pani pana zabiła, to całkiem rozsądne było znalezienie kogoś, kto wie jak zakopać zwłoki. Nie mój drogi jednorogi, liliji zasiewać nie będę, ślad jakikolwiek zaginie.

niedziela, 12 lutego 2017

Lark.

Buszująca po świecie.
Buszująca po głowie.
Odnalazłam walizkę z moim jestestwem.
Nasiąknięta skorupka śmierdzi wszystkim.


Czuję ogromną pustkę w sercu, spowodowaną utratą drugiego bloga, którego prowadziłam przez około 10 lat, o którym nie mówiłam, który był dla mnie jak pudełko, w którym chowałam wszystkie podłe uczucia. Boję się, że poprzez brak ich miejsca w świecie, zaraz wylecą na zewnątrz i wbiją mi tysiące sztyletów w plecy, wrócą i rozpierdolą wszystko dookoła, z rozkazem patrzenia na ten syf. Moje wiersze, moje wspomnienia, moje opowiadania i moje marzenia. Moje listy, moje notatki, moje nieprzespane noce. Mój kochany skowronek uciekł z klatki.
Nie wróci.

poniedziałek, 30 stycznia 2017

Wpuść mnie

Ciężko jest lekko żyć. Pod koniec stycznia, chociaż tak szczerze, to już od jego połowy zafundowałam sobie odrobinę lenistwa i zapuściłam się w swoich noworocznych postanowieniach, czy też decyzjach, mających mieć wpływ na to, jaką osobą chciałam być, stać się i zostać. Niełatwo jest skupiać się na sobie, kiedy cierpisz na brak przestrzeni osobistej. Moja agorafobia sięga zenitu, a panele w Twoim "zaklepanym" kącie jeszcze nie są położone. Chciałabym przyspieszyć swoje życie o dwa tygodnie bo słowo daje, dłużej już nie pociągnę wśród tego tłoku. I kto by pomyślał, że po większości życia spędzonego z rodziną pod jednym dachem, po 4 latach mieszkania bez ich obecności, po miesiącu spędzonym z powrotem z nimi, zacznie mi się robić niedobrze, na samą myśl, że wrócę do domu telewizor będzie włączony na poziom głośności równym 40, w kuchni będzie grało źle nastawione radio, w pokoju obok ktoś będzie słuchał muzyki z laptopa na full pizdę, chociaż tak często zwracasz im uwagę, że powinno się ściszać głośniki o dwie kreski, by nie zepsuć sprzętu. I wracasz do domu, a tam znowu twoja herbata schowana w randomowej szafce, więc szukaj przyjacielu, zakamarków jest tu tyle ile w Narnii, Twój ukochany miód leży w śmietniku, bo to przecież niebezpieczne jeść ze stłuczonego słoika (przecież sam się zbił). Twoja ładowarka, wyraźnie oznaczona bordowym lakierem, w ciągu całego dnia została owładnięta przez trzeciego władcę. I choć tak bardzo kochałaś zostawiać ubrania na krześle, to teraz tego nienawidzisz, bo poza tym krzesłem nie masz nic. Cały osprzęt kuchenny, który tak starannie  kolorystycznie kompletowałaś przez 8 miesięcy leży w kartonie w garażu, Twoja ukochana pralka klasy A plus plus plus marźnie w piwnicy, a twój ukochany kubek leży w kartonie, bo nie ma miejsca DLA CIEBIE.

                              BRAK MI ***