Trochę mnie.

Moje zdjęcie
Nie wierzę w spadające gwiazdy. Ale wierzę w grosik wrzucony w fontannę. Czemu tak? Bo w życiu nic za darmo. https://www.facebook.com/sniez666

poniedziałek, 26 grudnia 2016

The greates!

Kolejna cyferka wskoczyła na mój licznik odliczający dni niezadowolenia z życia. Sęk w tym, że nie było miejsca na kolejną, więc licznik się wyzerował. Po raz pierwszy od maja 2013 roku w mojej głowie panuje błoga cisza, a moja ścieżka życiowa się wyprostowała (żeby jeszcze ta przeklęte klawiatura działała, to mogłabym powiedzieć, że jestem całkiem szczęśliwa). I choć masz mnie za głupią dzikuskę, to zapewniam cię, mało wiesz. Zapomniałam na śmierć mózgową, jak to jest, gdy w głowie pusto, gdy nie myśli się w nocy, nie przypomina sobie żenujących sytuacji z całego życia, gdy nie wymyśla się planów na kolejne 20 lat, gdy się niczego nie żałuje i przyjmuje wszystko na klatę z emocjami, które wywołuje w nas kwiat lotosu na tafli jeziora. Udało mi się, po 3 latach wyzerować kartę pamięci, co więcej, założyłam nowy folder, w którym panuje porządek, którego nie powstydziłaby się perfekcyjna pani domu (z reguły rzeczy, którymi gardzę pisze z małej litery, żeby było klarowne iż tym gardzę, rzecz jasna). 15 miesięcy temu zaaplikowałam ostatnią dawkę psychotropów i od tego czasu tylko raz zdarzyło mi się wziąć tabletkę "w razie wu". To bardzo dobry wynik, tak sądzę. Jestem najlepsza, bo jestem żyję i jestem żywa.

Sama sobie zafundowałam takiego siarczystego kopniaka w rzyć, że na myśl o tym jeszcze przez chwilę będę robiła uniki. I wiecie co? Nie bolało.
Dzień dobry, na imię mam Paulina, nie mam nic i nic nie mam do stracenia.


niedziela, 2 października 2016

Mokka rozpierdolka.

Myślę, że rzadko nie mam racji. Przynajmniej z mojego punktu widzenia. I wiem, że każdy tak ma. Cieszę się, że jestem z dala od tej całej gównoburzy wywołanej aborcją. Znaczy, cholernie razi mnie w oczy jak znajomi na fejsie, próbują mi wmówić, że mylę się pod każdym względem. I są gotowi spalić na stosie każdego kto skomcia ich posty inaczej. To takie pole minowe. Zjeżdżasz sobie w dół niebieskiej internetowej zjeżdżalni pod sztandarem litery F, i modlisz się by przez przypadek nie zalajkować czegoś związanego z czarnym piątkiem/poniedziałkiem/sobotą/październikiem/rokiem. Ja naprawdę staram się nie wpychać nikomu moich fallicznych racji do ust i chciałabym, by każdy tak zrobił.
To, że w jakimś kraju legalna jest heroina, nie znaczy, że masz ją brać.
To, że gdzieś będzie legalna aborcja, nie znaczy, że masz jej dokonać.

Poza tym wszystkim ważno-nieważnym, do kawy znowu wlewam sobie rozpieprzenie zamiast śmietanki.
Już nie chcę widzieć jak wszyscy ludzie żyją w zgodzie. Chciałabym żyć w zgodzie z sobą i określić, co jest dla mnie dobre.

piątek, 4 marca 2016

Ugly Boy

Jeśli przeanalizować wszystkie znaki, które stawiano przede mną ostatniego tygodnia to... Tak, mogłaś się tego spodziewać. Zadzwoniła do mnie "jedyna Twoja przyjaciółka", chwaląc się, że znalazła w szafie ze skarpetkami jej partnera pierścionek zaręczynowy.
I tak oto spędziłam tydzień wisząc z nią na telefonie i słuchając jaka to jest szczęśliwa, jak to jej marzenia się spełniają i jaki to świat jest wspaniały. Dla mnie świat się nie zmienił, jedna osoba szczęśliwsza po ziemi chodziła. Fajnie.
Pewnego razu Mama wzięła mnie na rozmowę. "Weź się ogarnij dziewczyno, bo nie chce się ciebie słuchać" - powiedziała, a ja zrobiłam moją ulubioną i najczęstszą minę w stylu "o co ci znowu chodzi kobieto". Wyskoczyła z tym jak Filip z konopi, jak żołnierz z okopu, jak chomik z kołowrotka. Wtedy też dowiedziałam się, że widać na mojej twarzy zazdrość niczym ten tatuaż z nadgarstka. Choćbym miała długi rękaw, to i tak wystaje. Zrozumiałam

Nieważne.
Jestem zaręczona.
Jestem szczęśliwa.



czwartek, 4 lutego 2016

Bitwa heterosomów z wiatrakami.

           Nie mam pojęcia, co za banał z tego wyjdzie, gdyż tak długo tego nie robiłam. Przejrzawszy, jaką infantylną pizdą byłam dawniej, uświadomiłam sobie także, że całkiem nieźle wychodziło mi wyrażanie siebie. Oczywiście nikt inny nie pojmie tego w taki sposób jaki ja rozumiem to, co ukrywa się pośród tych bazgrołów pisanych Calibri 11 (zdecydowanie wolę bardziej).  Wycofując się ze zbędnego wyrzygiwania słów na elektroniczną kartkę na temat znaczenia czcionki w dzisiejszym świecie, chciałabym również zauważyć, iż, prosto mówiąc, z pizdy zmieniłam się w jeszcze większą pizdę. Brawo ja, kwiatów nie rzucajcie, wolę półwytrawne wino, nie macie pojęcia, ile bym dała by o tej dumnej pierwszej w nocy takowe przy łóżku posiadać. W gruncie rzeczy, i to wcale nie w jakiejś marnej gytii, ale w urodziwym torfie wysokim, coś musi być ze mną nie tak, skoro powtarzam się jak katarynka na głośnych jarmarkach, ale rezultaty z mojego pieprzenia ulegają deformacji w każdej możliwej przestrzeni. I w czasie. I ogólnie w formacie 5D, gdzie każdy jeden element ulega samoistnemu rozpieprzeniu. Jak kolor biały rozpieprza się pod pryzmatem na inne kolory. Lada moment, na mój licznik wskoczy ćwierćwiecze, a ja będę mogła pogratulować sobie jedynie uzyskania tytułu licencjata, chociaż w dzisiejszych czasach i w tutejszym kraju nie jest to zbyt wielkim osiągnięciem – właściwie jedynym osiągnięciem wartym uwagi w etapie życia jakim są studia są „chęci”. I choć życie nasze nic nie warte – Evviva l’arte! Bardzo ważny margines. Ale do rzeczy.
Rozglądam się w około – gratulacje młoda damo, masz 23 lata i posiadasz telefon i laptopa, dobra materialnie znajdywanie niemalże w każdym gospodarstwie domowym, czyli krótko mówiąc gówno masz. Mając 18 lat marzyłam, żeby mieć chłopaka, mając lat dwadzieścia marzyłam, żeby ukończyć studia, mając 23 lata umieram (według kogoś tam, co stwierdził coś tam, że nie marząc umierasz, chociaż powiem, że spotkałam się z przykładem ogólno pojętego bytowania bez zbędnych kolorowych chmurek nad głową). Wracając – mając 23 lata umieram, pozbywając się z umysłu zbędnych imaginacji na temat chęci posiadania czegokolwiek. To jest mój problem nocy dzisiejszej, który chciałabym do rana zmienić i słowo daję! – rano o tym zapomnę. To wszystko sprowadza się do tego, iż chciałabym zostać wreszcie usłyszana i zauważona, nie mówiąc już o wypełnieniu moich próśb dotyczących poprawy mojego pasku emocjonalnego, widniejącego nieco poniżej linii biustu, który, mimo iż zazwyczaj sinusoidalny, utrzymuje się dumnie poniżej społecznej normy zadowolenia z życia. Stop - tabula rasa enter, dam się wyciszyć na moment.
Niestety, nadal nic się nie zmieniło w sposobie spoglądania w lustro. Jestem leniwa – nie wstaje z budzikiem, znaczy budzę się, ale totalnie nie mogę tego nazwać wstawaniem. Dopadł mnie koszmar zmarnotrawionego życia, w którym moje „koleżanki” chwalą się latoroślami, a ja wstawiam na Instagrama kolejne zdjęcie mojej niezbyt zmęczonej TWARZY, mówiący wszem i wobec „patrzcie, bez pieluch, bez pracy, bez zmartwień, zabijcie mnie”. Co ja najlepszego narobiłam, zniszczcie tą kolorową chmurkę, która pojawiła się właśnie nad moją głową. Mama mówi koleżankom, że jestem śmiertelnie chora na chęć stania się inkubatorem, czasem wydaje mi się, że jestem tak jakby pośmiewiskiem w tej kwestii. Ale spokojnie, to tylko kaprys wynikający z posiadania jednakowych chromosomów płci. Wiem dokładnie o co w tym chodzi, otóż chciałabym wreszcie coś stworzyć, co przetrwałoby trochę dłużej niż ja na tym świecie, zostawić po sobie jakiś ślad i co z tego, że niezauważalny dla milionów, ale jednak odcisk nietoperza w Jaskini Niedźwiedziej też ma jakieś znaczenie.
Chyba życie trochę za bardzo mnie jednak przyciska. Chociaż może to nie życie, ale jakiś przymus spełnienia obowiązku społecznego, jakim jest stworzenie rodziny co najmniej 2x2, dla zachowania dodatniego przyrostu naturalnego. Chciałabym wyrosnąć z tego poczucia, ale chyba moje heterosomy XX są zaprogramowane tak, by w pewnym momencie swojego życia pomyśleć o byciu matką polką.  Chciałabym być młodsza. I starsza jednocześnie. Chciałabym być mniej leniwa i chciałabym mniej się przejmować. Chciałabym zamknąć się we własnych czterech ścianach z butelką półwytrawnego wina przy łóżku. I – Boże – chciałabym żeby Internet zaczął chodzić, bo spójrz jakie bzdury tu wypisuje.
Kiedy ja zaczęłam tak strasznie kląć?