Nie mam pojęcia, co za banał z
tego wyjdzie, gdyż tak długo tego nie robiłam. Przejrzawszy, jaką infantylną
pizdą byłam dawniej, uświadomiłam sobie także, że całkiem nieźle wychodziło mi
wyrażanie siebie. Oczywiście nikt inny nie pojmie tego w taki sposób jaki ja
rozumiem to, co ukrywa się pośród tych bazgrołów pisanych Calibri 11
(zdecydowanie wolę bardziej).
Wycofując
się ze zbędnego wyrzygiwania słów na elektroniczną kartkę na temat znaczenia
czcionki w dzisiejszym świecie, chciałabym również zauważyć, iż, prosto mówiąc,
z pizdy zmieniłam się w jeszcze większą pizdę. Brawo ja, kwiatów nie rzucajcie,
wolę półwytrawne wino, nie macie pojęcia, ile bym dała by o tej dumnej
pierwszej w nocy takowe przy łóżku posiadać. W gruncie rzeczy, i to wcale nie w
jakiejś marnej gytii, ale w urodziwym torfie wysokim, coś musi być ze mną nie
tak, skoro powtarzam się jak katarynka na głośnych jarmarkach, ale rezultaty z
mojego pieprzenia ulegają deformacji w każdej możliwej przestrzeni. I w czasie.
I ogólnie w formacie 5D, gdzie każdy jeden element ulega samoistnemu
rozpieprzeniu. Jak kolor biały rozpieprza się pod pryzmatem na inne kolory.
Lada moment, na mój licznik wskoczy ćwierćwiecze, a ja będę mogła pogratulować
sobie jedynie uzyskania tytułu licencjata, chociaż w dzisiejszych czasach i w
tutejszym kraju nie jest to zbyt wielkim osiągnięciem – właściwie jedynym
osiągnięciem wartym uwagi w etapie życia jakim są studia są „chęci”. I choć
życie nasze nic nie warte – Evviva l’arte! Bardzo ważny margines. Ale do
rzeczy.
Rozglądam się w około –
gratulacje młoda damo, masz 23 lata i posiadasz telefon i laptopa, dobra
materialnie znajdywanie niemalże w każdym gospodarstwie domowym, czyli krótko
mówiąc gówno masz. Mając 18 lat marzyłam, żeby mieć chłopaka, mając lat
dwadzieścia marzyłam, żeby ukończyć studia, mając 23 lata umieram (według kogoś
tam, co stwierdził coś tam, że nie marząc umierasz, chociaż powiem, że
spotkałam się z przykładem ogólno pojętego bytowania bez zbędnych kolorowych
chmurek nad głową). Wracając – mając 23 lata umieram, pozbywając się z umysłu
zbędnych imaginacji na temat chęci posiadania czegokolwiek. To jest mój problem
nocy dzisiejszej, który chciałabym do rana zmienić i słowo daję! – rano o tym
zapomnę. To wszystko sprowadza się do tego, iż chciałabym zostać wreszcie
usłyszana i zauważona, nie mówiąc już o wypełnieniu moich próśb dotyczących
poprawy mojego pasku emocjonalnego, widniejącego nieco poniżej linii biustu,
który, mimo iż zazwyczaj sinusoidalny, utrzymuje się dumnie poniżej społecznej
normy zadowolenia z życia. Stop - tabula rasa enter, dam się wyciszyć na
moment.
Niestety, nadal nic się nie
zmieniło w sposobie spoglądania w lustro. Jestem leniwa – nie wstaje z
budzikiem, znaczy budzę się, ale totalnie nie mogę tego nazwać wstawaniem.
Dopadł mnie koszmar zmarnotrawionego życia, w którym moje „koleżanki” chwalą się
latoroślami, a ja wstawiam na Instagrama kolejne zdjęcie mojej niezbyt
zmęczonej TWARZY, mówiący wszem i wobec „patrzcie, bez pieluch, bez pracy, bez
zmartwień, zabijcie mnie”. Co ja najlepszego narobiłam, zniszczcie tą kolorową
chmurkę, która pojawiła się właśnie nad moją głową. Mama mówi koleżankom, że
jestem śmiertelnie chora na chęć stania się inkubatorem, czasem wydaje mi się,
że jestem tak jakby pośmiewiskiem w tej kwestii. Ale spokojnie, to tylko kaprys
wynikający z posiadania jednakowych chromosomów płci. Wiem dokładnie o co w tym
chodzi, otóż chciałabym wreszcie coś stworzyć, co przetrwałoby trochę dłużej
niż ja na tym świecie, zostawić po sobie jakiś ślad i co z tego, że
niezauważalny dla milionów, ale jednak odcisk nietoperza w Jaskini
Niedźwiedziej też ma jakieś znaczenie.
Chyba życie trochę za bardzo mnie
jednak przyciska. Chociaż może to nie życie, ale jakiś przymus spełnienia
obowiązku społecznego, jakim jest stworzenie rodziny co najmniej 2x2, dla
zachowania dodatniego przyrostu naturalnego. Chciałabym wyrosnąć z tego
poczucia, ale chyba moje heterosomy XX są zaprogramowane tak, by w pewnym
momencie swojego życia pomyśleć o byciu matką polką. Chciałabym być młodsza. I starsza
jednocześnie. Chciałabym być mniej leniwa i chciałabym mniej się przejmować.
Chciałabym zamknąć się we własnych czterech ścianach z butelką półwytrawnego
wina przy łóżku. I – Boże – chciałabym żeby Internet zaczął chodzić, bo spójrz
jakie bzdury tu wypisuje.
Kiedy ja zaczęłam tak strasznie kląć?