Trochę mnie.

Moje zdjęcie
Nie wierzę w spadające gwiazdy. Ale wierzę w grosik wrzucony w fontannę. Czemu tak? Bo w życiu nic za darmo. https://www.facebook.com/sniez666

piątek, 24 stycznia 2014

Till we die

Co u mnie? Chyba dobrze. Moja waga nieco wzrosła, co mnie niesamowicie cieszy. Wraz z każdym kilogramem oddala się anoreksja. Myślę, że to duża zasługa jedzenia śniadania, chociaż wciąż muszę wstać dwie godziny wcześniej, by zjeść coś na spokojnie. Cieszę się także z odkrycia wagi w mieszkaniu, chociaż wiem, że powinnam ważyć się rano, ale wieczorna waga, po zjedzeniu porządnego obiadu i popołudniowym podjadaniu czekolady, bardziej mnie zadowala.
Czuję się mocno ograniczana przez moje dolegliwości, ale widzę jak duże postępy zrobiłam od listopada, kiedy wszystko miało swój punkt kulminacyjny. Co prawda, uzależniłam się od wafli ryżowych, ale na szczęście nie cierpię na tym zbyt mocno :)
Mama za granicą. Nie powiem, brakuje mi okropnie nawet krótkiego porozmawiania z nią. Ale myślę, że zrobię jej miłą niespodziankę witając ją na lotnisku. Jest to jedna z nielicznych osób, za którą wskoczyłabym w ogień.

W poniedziałek zaczynają się egzaminy, więc czas zaparzyć sobie zieloną herbatę, przynieść wafle ryżowe, położyć zeszyty obok siebie i odpalić Simsy.

"Nigdy nie przestałem próbować, nigdy nie przestałem czuć że rodzina jest czymś dużo więcej niż tylko rodem"

wtorek, 21 stycznia 2014

Map

Nie mam co robić, więc piszę. Chłopcy i Werka oglądają mecz, zacięcie kibicując Polakom. Na złość im kibicuje Szwecji, może tylko dla tego, że mimo iż nigdy tam nie byłam, czuję, że coś mnie tam ciągnie, nie tylko z mojej geograficznej ciekawości.
Dzisiaj mój kartograficzny cel stał się nieco bliższy, przez miłe zaskoczenie w indeksie :) Ocena dwukrotnie wyższa niż przewidywałam. Chociaż szczerze powiem, że nie czuję się, że zasłużyłam na 100% na nią. Mimo wszystko cieszę się ogromnie.
Czuję, że jutrzejszy dzień będzie porażką. Nie wiem co na to poradzić, patrzę w notatki, widzę rzeczy, które znam na pamięć ale nie dają mi one pewności siebie. To jest ten minus studiowania, że nigdy nie wiesz, co się przytrafi.

To chyba tyle z tego dnia...
A chciałoby się więcej.

wtorek, 14 stycznia 2014

HealthyJealousy

Nieuchronnie zbliża się sesja, a dla mojej podświadomości jest to znak, że trzeba idealnie zmarnować czas tak, aby nie mieć siły w jakikolwiek sposób go wykorzystać. Stąd też, po niecałym roku posiadania i trzymania na pulpicie ikonki The Sims 3 -Rajska Wyspa, natchnęło mnie na uruchomienie tego najskuteczniejszego ze skutecznych pochłaniacza czasu i zagłębienia się w jego podmorskich (dosłownie!) sekretach. Podczas gdy ja zanurzałam się w ciepłych wodach oceanu, Mój Luby, czy też Mój M., jak mawia mój Dziadek (ehe!), uciekał do Visuala, by ponabijać levele w Golden Sun. Także układ idealny, spędzamy razem czas, każdy robiąc to co lubi. Nadszedł jednak TEN moment, gdy Mój M. zbliżał się do final fight, by zabić smoka, który miał trzy głowy, ale potem okazało się, że te głowy to jego rodzice i musiał ich od-uśmiercić, a ja musiałam sięgnąć do Simsopedii, gdyż odkryłam nurkowanie. Wraz z tym cudem odkryłam dodatkową opcję odkrywania wysp, budowania kurortów (moje wymarzone Empire oczywiście, ach, gdybym jeszcze posiadała zdolność tworzenia mebli do mych simsów...), z czym wiąże się poszukiwanie części map. Nie zgłębiając się już dalej w PochłaniaczCzasu, poprosiłam M. by zajrzał do wyżej wymienionej encyklopedii, by zobaczyć jak zebrać części mapy i co należy zrobić, by Krakena ujrzeć. I się zaczęło: musisz zebrać butelki, albo zaprzyjaźnić się z syreną, by Krakena ujrzeć, to mieć cechę pechowiec i stać nieruchomo na łódce, i tak dalej, i tym podobne...
Największym jednak zdziwieniem było oświadczenie M., że on też chce zacząć grać i szybciej niż ja te wyspy odkryć. M.? Simsy? Masz gorączkę? Wezwać karetkę?
Taka Zdrowa Zazdrość :)

Może i udaje mi się w Simsach co nieco, ale w Heroes III, zawsze będzie mu lepiej szło ;)

sobota, 11 stycznia 2014

Księżniczki, odchudzanie i inne bajki

Księżniczka na ziarnku grochu była anorektyczką.

Ostatnio po głowie bardzo często chodzi mi to sformuowanie, szczególnie wieczorem, kiedy daję sobie powody do takiego myślenia. Bardzo ubolewam nad utratą wagi, która nastąpiła tej jesieni i sprawiła, że moja samoocena znacznie spadła. Ale może co nieco więcej o tej księżniczce.
Pamiętam, że tą historię po raz pierwszy obejrzałam w telewizji. Był to czas, kiedy wieczorynki naprawdę trwały pół godziny i naprawdę BYŁY. Czasy, kiedy na VHS oglądało się Opowieści Braci Grimm i Ramayana (nadal polecam tą bajkę, jest na youtube). Kiedy bajki uczyły czegoś ważnego, wpajały jakieś wartości, a reklamy trwały krócej niż 10 minut. Kiedy znałeś na pamięć melodię pod numer 0700880774. Kiedy ulubioną grą były kolory lub wojna (ale nie chodzi mi tu o karcianą, tylko tą z piłką, gdzie zabierałeś terytorium przeciwnika). Pamiętam stos materacy, na których owa księżniczka się położyła i nadal potrafiła wyczuć ziarnko grochu. Mam tak teraz, z ta różnicą, że to nie ziarnko grochu mnie uwiera, a koralik z dredów, jeden z moich ulubionych. Zauważyłam, że odkąd straciłam na wadze nie potrafię położyć się wygodnie. Nawet źle położone prześcieradło potrafi mnie sfrustrować do granic wytrzymałości, szczególnie wtedy, gdy do budzika zostały 4 godziny. Wtedy właśnie natchnęło mnie do takiego myślenia, że jak pod stosem stu materacy w ogóle można wyczuć ziarnko grochu. Na szczęście (choć bardzo chwiejne w tym momencie), anoreksji jeszcze nie muszę wpisywać na listę moich odbytych chorób, ale po zeszłorocznej chorobie i konsultacjach z lekarzem, wiem, że chwieję się na granicy.
Zawsze zastanawiałam sie jak to jest chcieć schudnąć. Wyszukałam niedawno mój "analogowy" pamiętnik, w którym w 2009 roku chciałam zrzucić 2kg, tylko po to, by ważyć równe 50 kilogramów. Ale nie był to mus, jaki na siebie zakładam teraz, z tą różnicą, że w przeciwną stronę.
Nie lubię swojego odbicia w lustrze.
Chyba jeszcze długo nie polubię.
I nawet chyba, jestem jedną z niewielu dziewczyn, które chciałyby przytyć.