Księżniczka na ziarnku grochu była anorektyczką.
Ostatnio po głowie bardzo często chodzi mi to sformuowanie, szczególnie wieczorem, kiedy daję sobie powody do takiego myślenia. Bardzo ubolewam nad utratą wagi, która nastąpiła tej jesieni i sprawiła, że moja samoocena znacznie spadła. Ale może co nieco więcej o tej księżniczce.
Pamiętam, że tą historię po raz pierwszy obejrzałam w telewizji. Był to czas, kiedy wieczorynki naprawdę trwały pół godziny i naprawdę BYŁY. Czasy, kiedy na VHS oglądało się Opowieści Braci Grimm i Ramayana (nadal polecam tą bajkę, jest na youtube). Kiedy bajki uczyły czegoś ważnego, wpajały jakieś wartości, a reklamy trwały krócej niż 10 minut. Kiedy znałeś na pamięć melodię pod numer 0700880774. Kiedy ulubioną grą były kolory lub wojna (ale nie chodzi mi tu o karcianą, tylko tą z piłką, gdzie zabierałeś terytorium przeciwnika). Pamiętam stos materacy, na których owa księżniczka się położyła i nadal potrafiła wyczuć ziarnko grochu. Mam tak teraz, z ta różnicą, że to nie ziarnko grochu mnie uwiera, a koralik z dredów, jeden z moich ulubionych. Zauważyłam, że odkąd straciłam na wadze nie potrafię położyć się wygodnie. Nawet źle położone prześcieradło potrafi mnie sfrustrować do granic wytrzymałości, szczególnie wtedy, gdy do budzika zostały 4 godziny. Wtedy właśnie natchnęło mnie do takiego myślenia, że jak pod stosem stu materacy w ogóle można wyczuć ziarnko grochu. Na szczęście (choć bardzo chwiejne w tym momencie), anoreksji jeszcze nie muszę wpisywać na listę moich odbytych chorób, ale po zeszłorocznej chorobie i konsultacjach z lekarzem, wiem, że chwieję się na granicy.
Zawsze zastanawiałam sie jak to jest chcieć schudnąć. Wyszukałam niedawno mój "analogowy" pamiętnik, w którym w 2009 roku chciałam zrzucić 2kg, tylko po to, by ważyć równe 50 kilogramów. Ale nie był to mus, jaki na siebie zakładam teraz, z tą różnicą, że w przeciwną stronę.
Nie lubię swojego odbicia w lustrze.
Chyba jeszcze długo nie polubię.
I nawet chyba, jestem jedną z niewielu dziewczyn, które chciałyby przytyć.