Jeju.
Chyba jakaś okropna naiwność we mnie wstąpiła. Taka świadoma, lecz niezwalczana. Moja wina, moja wina, moja bardzo... Wiem to, ale nie chce mi się tego zmienić. To chyba najgorsze stadium naiwności.
Tak więc siedzę na łóżku, jeszcze nie ubrana, wierząc, że ta kawa przywróci mi prawidłowy stan fizyczny. Natomiast stanem psychicznym ma się zająć ten kaptur na głowie. Nie mam zielonego pojęcia w jaki sposób ma to zadziałać, ale zawsze warto wierzyć w
coś. Wierzę także, że ten potok nie za bardzo ogarniętych słów będzie miał sens.
Telefon wyciszony. W sumie nie za bardzo pamiętam w jakim momencie to zrobiłam, ale to przecież nic takiego. Wiem tylko, że plan
założeniowy był taki, by nie kontaktować się ze światem dziś. W takim oto stanie (majtki, bluza z kapturem, to wszystko) przeżyć cały boży dzień. Ale nie dla psa... Obowiązki domowe, obowiązki dredowe. Archive w głośnikach, mogłabym polubić ten czas. Gdyby tylko moja naiwność stała się mniej naiwna, mogłabym być urocza. Matko, jak to po polsku źle brzmi. Lovely, stanowczo lepiej. I zdecydowanie dzieciaczki w dizajnerskich butach powinny przede mną uciekać. Wszystkie inne też. A co mi tam.
Kocie, zostaw buty me! I tak oto kawa została wypita, stan fizyczny nie uległ zmianie. To samo, jeśli chodzi o kaptur i ten drugi stan. Po dłuższym czasie znowu w odtwarzaczu
ta piosenka, ale tym razem słowo ciałem się stało. Ha! Dobrze mi z tym.
|
Uwielbiam. |
Confine me let me be the lesser of a beautiful man.
|
Takie dekadenckie, więc również uwielbione. |
A jego umysł już nigdy nie odzyska boskiej swobody.
Nazwij to głupotą, nazwij szczęściem, nazwij miłością lub jak inaczej chcesz, ale...
|
Cuda-wianki. |
Tak jak się spodziewałam, to nie ma sensu, to nie ma sensu...
Może lepiej będzie, jak już pójdę.