Trochę mnie.

Moje zdjęcie
Nie wierzę w spadające gwiazdy. Ale wierzę w grosik wrzucony w fontannę. Czemu tak? Bo w życiu nic za darmo. https://www.facebook.com/sniez666

poniedziałek, 30 lipca 2012

Wyrosło prosto.

Chwila trzeźwości umysłu, czyli to, czego mi najbardziej brakowało. Wydawać by się mogło, że trwać będzie to już zawsze, ale znam siebie. A może jednak chodzi tu o niewiedzę. To chyba ten deszcz, który wraz z upragnionym chłodem, wniósł coś więcej.
Mimo wszystko, najważniejsze to jest mieć przy sobie tą garstkę ludzi, ale taką śniegową garstkę. Przecież trudno jest ogarnąć tłumy, ale wbrew pozorom, to właśnie te małe cząstki potrafią zdziałać więcej. Więcej mieć pod kontrolą. Ludzi, emocji, wspomnień, planów.


Śpiewaj mi jeszcze.

czwartek, 26 lipca 2012

Prawdziwe powietrze

Patrząc na to, co się dzieje za oknem, skłonna jestem pokochać zimne prysznice. Na ciele majteczki i góra od stroju kąpielowego. Strój Ewy jest kuszący, biorąc pod uwagę, że nie ma nikogo w domu. W życiu do przodu, organizacja koncertu - mogłabym to pokochać. Chciałabym by wszystko się udało, by ludzie mówili, że to był dobry koncert.
Dzisiaj me ciało będzie płótnem - ponownie. Ale też skorzystam z największej zalety Wiela, czyli jezioro. Może wreszcie pozbędę się tej albinoskiej skóry na brzuchu - ręce już nie zaliczają się do tego koloru.
Byłam w Berlinie - kocham spontaniczne wyjazdy. Było zabawnie, choc droga była męcząca - szczególnie podróż powrotna przez Polskę, gdzie każdą dziurę w asfalcie czujesz po stokroć. Mamy nowego kolegę - ochrzciliśmy go imieniem Jezus (fanatyków religijnych uprzedzam, ze to nie jest żadna wrzuta czy coś - od tak nam to imie przypasowało). I prawidzwe tureckie kebaby też były - coś niesamowitego. Choć nie sam kebab sprawił  mi tyle radości co pan tam sprzedający - turek, mówiący po niemiecku, ale poznał nas - małych polaczków i życzył nam "smacznego" w naszym ojczystym języku. A nawet "do widzenia" powiedział. Strasznie miłe uczucie.
No i moja największa radość - dowiedzenie pola woodstockowego. Praca wre, sceny pojawiają się w mgnieniu oka - brakuje już tylko ASP i folkowej. Nawet wóz Hare Kriszny juz był. No i pierwsi woodstockowicze! Trzeba niesamowicie kochać ten festiwal, by byc tam tydzień i dwa dni wcześniej. Wspomnienia wróciły w tym samym tempie, jak znikają w "Faceci w czerni". Tam mieliśmy namiot, stamtąd oglądałam koncert Raggafaya, tu było bungie, a tam stał najczyściejszy toi-toi. I jak tu nie chcieć wrócić w tamto miejsce?
Ale nie miejsce jest ważne, lecz ludzie.

Na zakończenie dowód mojego pobytu - w tle rozkładająca się duża scena. Pierwszy plan - moja zmęczona mordka. Chcę tam być.
Ej, przytyłam! Tak bardzo się cieszę! Choć to tylko 2kg, ale po relacjach ludzi wystarczy, by było to zauważalne.


"Skąd obojętność która każe mi stać?
Kiedy chciałbym pobiec za Tobą ...
Prawdziwe słowa i emocje jak te, które wiążą mi gardło i serce.

Nie umiem powiedzieć tego, że wciąż jesteś dla mnie prawdziwym powietrzem."

A bo mi się podoba.

                                              Aloha from Czersk!

niedziela, 22 lipca 2012

Baqaa

"Poczekaj na mnie trochę, pakuję wrażeń torbę
Za duże przywiązanie do dłoni, piersi, bioder
Ogromny głód oddychania, śniadania i kolacje
Tak lubię spać, chcę się kochać, chce mylić się i mieć rację." 


Jak ja nienawidzę tych nocy, kiedy serce bombarduje rozum tysiącem pytań, a w finale i tak nie ma zwycięzcy. Spoglądam wtedy w górę i zastanawiam się jakim idiotą trzeba być by tak to sobie wszystko rozplanować. Jestem idiotką, myślę nie czując, czuję nie myśląc.

piątek, 20 lipca 2012

Nie planuj, nie żałuj.

Zarys przyszłości stał się dla mnie bardziej widoczny. Nie będę ukrywać, że wydaje się być pięknym i magicznym czasem. Bo przecież nie miejsce jest ważne, a ludzie. Wiem, że czeka nas jeszcze trochę pracy, zanim dojdziemy do tego momentu, na którego myśl robi mi się ciepło w brzuszku, a na twarzy pojawia się przyjemny uśmiech (robiący przyjemnie w głowie).
Lubię planować i nie lubię rzeczy zaplanowanych. Kolejna sprzeczność mojej osobistości. Lubię wiedzieć to, co ma się stać za jakiś miesiąc, dwa, ale z pewnością preferuję niewiedze związaną z tym, co robię dzisiejszego wieczoru. W planach Osieczna, ale nie na długo. Okropnie źle mi z tym, że coraz mniej tęsknie za tym miejscem. Przecież większość życia właśnie tam spędziłam. I mimo tych wszystkich ludzi (większości ludzi - poprawka), to miejsce ma swoje uroki. Jest baza, jest Szycen Plac (nie wiem do tej pory jak się to pisze), jest Azyl, Fontanna, Stadion i tuzin innych miejsc, których nazwy kojarzy tylko młodsza część mieszkańców.
Hm, jak zwykle znalazłam sobie wymówkę, by "nic" nie robić. Dzisiaj dredów moich czas - przyda sie im dokręcenie i jazda po długości.
A chwaliłam się, że odkryłam nowy sposób na poprawienie po długości dredów? Zero szydełka i bólu. Zrobię niedługo turtorial i zamieszczę na naszym blogu.
Siedem fredków za mną, ponad 20 jeszcze czeka, więc nie tracę czasu.

Euro :)



wtorek, 17 lipca 2012

Dziecko Ziemi

Właśnie skończyłam myć ręce, po moim napadzie weny twórczej. Cóż, nie powiem, że wolałabym gdyby się ona na pisaniu skupiła, ale ta forma też jest dobra. Nie powiem, że wyszło to co dokładnie w głowie mi siedziało, ale też nie jestem zbyt zawiedziona. Kojarzy mi się to z pewnym teledyskiem, który niedawno widziałam, jak wszystko wokół bohatera, począwszy od jego myśli zaczęło nabierać kolorów. Fajnie by tak móc wszystkich zarazić pełnym kolorów i cudów na kiju pomysłach.

Mina i niebieska cera są zamierzone. Bo to chusta jest ważna. No i dredy, macie mnie.
I kolejna piękna noc z moimi Słońcami. A najcudowniejsze jest to, ze kiedy leci u mnie piosenka z poprzedniego postu, pojawia się to oto zdjęcie:

Kochana PomoRuletka. Ale sezon pierwszy (dla niektórych drugi, z tego co wiem). Sezon drugi (właściwy dla mnie) znalazł się tu:
Osieczna też tam była :)
 Oprócz "analogowego" rysowania, to drugie cyfrowe też mi się udzieliło.
 Nie, nie była to piosenka "Jedzie pociąg z daleka"

See that girl, watch the scene, diggin' the dancing queen.

Przypomniało mi się, jak w Kamieniołomach raz zostałam nazwana Dzieckiem Ziemi. Jedyne przezwisko, na którego dźwięk się uśmiechałam.



Wayward boy.

niedziela, 15 lipca 2012

Rób, co słuszne.

Zwykła suknia, a potrafi niesamowicie poprawić nastrój kobiecie. Hm, chociaż minął on całkiem niedawno, ale to przez pogodę, która jest ostatnio bardzo zmienna. Po deszczu wyszło słońce, tylko po to, by później ustąpić miejsca tornado. Zniszczyło to, co ładne, nawet odebrało życie jednej osobie. Pięknie po prostu. Jeszcze Śnieg mamy w lipcu. Ale to chyba plus.
Jutro Gdańsk z moim Yang'em. Obieramy życiowe kierunki, które i tak nie będą miały nic wspólnego z tym, czemu oddamy się za parę-paręnaście lat. Wiem to dobrze i wszyscy inni też wiedzą, ale jakoś tak trudno jest nic nie robić i czekać, aż ten wielki plan sam przyjdzie. Przynajmniej mi by było ciężko. Przeżyłam już chwilę swojej wegetacji i nie chciałabym znowu do tego wracać. Cieszę się, że ruszyłam o pół kroku na przód, ale być może to tylko takie moje urojenia.
Kocham budzić się przy niej. Kocham narzekać na za głośne samochody i słońce, które - wierzcie lub nie - też za głośno świeci. I spędzać czas z nią, chociaż nie jest to dobre dla naszego stanu psychicznego. Ale zdarzają się i te dobre strony naszego obcowania ze sobą w pełniejszym wymiarze - Dready, czyli dredy.  Proszę. Nie pytajcie się skąd taki tytuł, bo sama nie mam pojęcia jak to na trzeźwo wyszło. Ale wreszcie nasz plan założeniowy co do upublicznienia naszej pracy się ziścił. Jeszcze tylko "za to co zawsze" i ... chwilo trwaj wiecznie. Zapomniałabym - nie obrazimy się, jeżeli będziecie upubliczniać naszego bloga :)
Świeczek mi brak, czuję się z tym źle.

Nie, tym razem nie zamęczam Was Emeli S.

"When she was just a girl
She expected the world
But it flew away from her reach, so
She ran away in her sleep
And dreamed of
Paradise...
Every time she closed her eyes."

To ja, to ja, to ja
          Chcę już inny dzień.


czwartek, 12 lipca 2012

Nijako-tako.

Ta zmienność za oknem idealnie oddaje moje ostatnie wahania humoru. Czuję w sobie pewien pierwiastek strachu, który wiąże się z tym, czego dziś się dowiedziałam, ale jednocześnie o zwoje mózgowe obija się (zupełnie tak jak na starych wygaszaczach) klocek z napisem "fuck it". Przyszła studentka geografii, witam. I nic poza tym. Chociaż nie obiecuję sobie, że ta zeszłoroczna obojętność się powtórzy. Zgniłej wisienki na torcie dodała dzisiejsza wizyta u fotografa, który bez mojej wiedzy zaczął przerabiać zwykłe zdjęcie legitymacyjne. Tak więc od dzisiaj mam złote dredy, zajebiście ciemne oczy i przepiękne (olaboga) różowe usta. Niech to szlag. Chyba w przyszłości sama będę sobie robić takie zdjęcia. W sensie legitymacyjne.
Dziś pewnie znowu kręgle z Nimi. Lubię spędzać tak czas. Ale zanim to nastąpi poprawie sobie humor czymś innym.

Wystarczy.

Nie tylko humoru zmienność, uczuć też zmienność przeżywam. Nie lubię siebie za to.


poniedziałek, 9 lipca 2012

Piękna pułapka.

- Widzisz ile kobieta musi się nacierpieć żeby ładnie wyglądać? - zaczęła rozmowę Mama, podczas bolesnego depilowania mi brwi.
- Ale ja nie muszę tego robić!
- To czemu to robisz?
- Chcę zrobić eksperyment.
- Jaki?
- Przekroczyć pewne granice.
- A co to za granice?
- Zajebistości.

Moja nieskromność jest czasem zatrważająca, ale kto zna, zrozumie, że wcale tak nie jest
 Dziś wyjątkowy dzień, dzień sprawiania sobie drobnych przyjemności. W ten sposób moja szafa się wzbogaciła o parę nowych ciuszków. Ostatnio w brązach gustuje, więc ten kolor przeważał w koszyku. Nie mogło też zabraknąć mnie w Pracowni pod lwem, biżu czekało. Chwila dla podniebienia, racuchy całkiem smaczne wyszły. Jak Tata chwali, to inaczej być nie może. Domowe spa i... I blogspot oczywiście z wysublimowanym głosem Emeli Sande, która od dłuższego czasu siedzi mi w głowie. No tak, kawa i świeczki zapachowe.
Do Afryki mi się tęskni. Hm, "tęskni" to złe słowo, aczkolwiek pasujące. Nigdy tam nie byłam, ale jakoś tak ciągnie mnie w tamtą stronę. Może kiedyś.
Pozbyłam się grzywki, czuję się lepszym człowiekiem. Uwielbiam fakt, że niewiele mi potrzeba do osiągnięcia pewnego poziomu zadowolenia z życia. Zaraziłabym tą cechą całą ludzkość - gdybym mogła wypowiedzieć kiedyś jedno życzenie, które stało by się realne. Za dużo mojego Yang'a, składnia staje się czymś odległym.

Ostatnia noc przed kamieniołomem.




"Cause when you've given up.
When no matter what you do it's never good enough.
When you never thought that it could ever get this tough,
Thats when you feel my kind of love."


Cytaty oczywiście, bez tego nie byłoby mnie.

sobota, 7 lipca 2012

Obok mnie.

Zmrużone oczy z przemęczenia, z kręgosłupem podobnie. Nie mam już nóg. Mały plecaczek wspomnień przyjemnych i tych nie też. Zapomniałam jak to jest pisać, moje palce już nie pamiętają jak to jest. Ale to chyba nie jest jakiś wielki problem, biorąc pod uwagę fakt, że zawsze można do tego wrócić. Właśnie tak, jak teraz.
Pamiętam jak zawsze przy tej piosence zwalniałam tempo, tylko po to, by przy nawale pracy posłuchać jej choć przez chwilę. Wiesz, taki slow motion ze schabowymi na półmiskach w dłoni, ale tło nie ulegało zwolnieniu.
Chciałabym móc napisać coś więcej, ale patrząc na cały tydzień wstecz i na ową porę nocy, tylko na tyle mnie stać.


Niech Wam też zwolni czas. I niech przyjdzie chwila, kiedy spokojnie będziecie mogli ją zaśpiewać, bądź wyrecytować.

"When the end has come and buildings falling down fast
When we're spoilt the land and dried up all the sea
When everyone has lost their heads around us
You will find him you'll find him next to me."