Trochę mnie.

Moje zdjęcie
Nie wierzę w spadające gwiazdy. Ale wierzę w grosik wrzucony w fontannę. Czemu tak? Bo w życiu nic za darmo. https://www.facebook.com/sniez666

czwartek, 24 września 2015

Dlaczego drzewa nic nie mówią

Patrzę już pół godziny w ten punkt. Nic się nie zmienia, wszystko tutaj jest constans. Jak niby nigdy nic. Ale za chwilę się to zmieni, ja to zmienię, już zmieniam.
Usłyszałam niedawno od nowo poznanej osoby makabryczną prawdę. Siedzieliśmy na przeciwko siebie, z początku nawet można było to nazwać konwersacją, a później to on mówił, a ja nie potrafiłam nawet spojrzeć mu w twarz. Zabrał mi zdolność do wypowiadania się, bo wszystko, co do tamtej pory powiedziałam było fałszywe i on to wiedział. Cholera jasna, tak bardzo mnie przejrzał. Widział, jak krążę w koło tematu, starając się mówić o niczym, bo wszystkiego nigdy nie potrafiłam powiedzieć. Nakazał mi nauczyć się mówić, od początku, jak niemowlę, bo zapomniałam jak to jest mówić naprawdę. W ciągu jednej godziny uświadomił mi jak bardzo skryta jestem. Jak bardzo niepewna. Kazał mi mówić o czymś, czego nie znoszę, co ukrywam. Kazał mi mówić o sobie. Nie o innych. Tak bardzo źle się czuję z myśleniem o sobie. Dawno tego nie robiłam. Tak wiele dowiedziałam się o własnej osobie, że przez moment nie wiedziałam kim naprawdę jestem, jak źle o sobie myślę.
I stało się jasne, co źle zrobiłam.
Nie mówiłam wszystkiego.

Minął tydzień. Tydzień od kiedy nic mi nie pomaga w funkcjonowaniu. Nie mam pojęcia czy dam radę tak już do końca, ale staram się. Nie chcę już wracać do sięgania co rano po tabletki. Naprawdę się staram. Jest trochę tak, jakbym cofnęła się w czasie o dwa lata. Chociaż może cofam się o 22 lata. Z tą myślą akurat wszystko jest w porządku. Ale na koniec każda z myśli schodzi ku jednemu.


czwartek, 6 sierpnia 2015

Walk

Chyba tego potrzebowałam. Zatrzymać się w jednym miejscu i odpocząć chwilę. Oddać się bez istotnej frekwencji życiowej. Chodzę do pracy, czytam książki i umawiam się. Nic innego nie wychodzi poza mój grafik. To bardzo miła odmiana po trzech latach ciągłego siedzenia w książkach i przed laptopem. Mam niewiele czasu na te czynności.
Poza tym nauczyłam się dbać o siebie, w sensie takim, że nie pozwalam innym robić ze mną co chcą. Moje życie, tak je sobie zaplanowałam i tak je przeżyję. Szczytem by było napisanie, że "nikt za mnie tego nie zrobi", ale nie jestem już durną nastolatką wrzucającą ckliwe cytaty w opisie gadu-gadu. Chociaż miło wspominam te czasy. Epuls, gadu-gadu. Dalej już nie, dalej już weszła moda na cyfryzację znajomości, cyfryzację uczuć, cyfryzacje wszystkiego. Wydaje mi się, że może zagubiłam się przez chwilę w tym i jeśli czegoś z tym nie zrobię, to tu utkwię.

"Muszę zwolnić, muszę otrząsnąć się z tej euforii
Muszę poświęcić tylko chwilę, żeby pozbierać myśli
Bo jeśli nie pójdę dalej, dam się w to wciągnąć
I spadnę na samo dno

Odwracając głowę i zamykając oczy
Nie ma znaczenia czy mam rację czy nie
Bo jeśli nie pójdę, nie mogę nawet posiedzieć bezczynnie
I spadnę na samo dno"

czwartek, 18 czerwca 2015

Girl from the North Country

Jestem dumna - nie w takim sensie, w jakim to brzmi, wręcz przeciwnie, w sensie tym złym. Jestem zbyt dumna by cokolwiek zrobić, jestem zbyt dumna, by do wielu rzeczy się przyznać. A może do tej jednej jedynej rzeczy przyznać się wreszcie powinnam? Nie sądzę, by to w jakimś stopniu odmieniło moje życie, ale przecież gorzej nie będzie. Co nie znaczy, że już jest paskudnie. Nie, raczej jest w miarę znośnie w moim życiu. Tendencja wzrostowa raczej. Sinusoida wzbija się nad oś X. Kumulacja przypada na obronę. Ojej, chyba mam widoki na coś lepszego. Tak, tak by mogło wreszcie być. Plany. Całe mnóstwo planów. Głowę sobie zaprzątam niepotrzebnie. I na kiepskie książki ostatnio trafiam. Colleen Hoover wypaliła się na beznadziejne, aczkolwiek dam jej trzecią szansę. Nie lubię bzdurnych historyjek. Bzdurne historyjki są najgorsze. Nie lubię naciąganych i mało prawdopodobnych historii. Lubie historie, w których sama potrafię się odnaleźć, ale też i znaleźć. No właśnie. Nie lubie bzdurnych historyjek, a ostatnio chyba taką na śniadanie zjadłam, wmawiając mi, że to pełnowartościowe płatki śniadaniowe. Jestem dumna i głupia.


"Więc jeśli zmierzasz w dół do pięknego kraju północy,
Gdzie zimny wiatr omiata granice
Wspomnij mnie tej, która tam żyje,
Bo kiedyś była..."
Czym była?


wtorek, 2 czerwca 2015

Nie będziem płakać

Pudełko czekoladek. Nie. Kalejdoskop. Też nie. Hm. Sinusoida! Tak, sinusoida. Moje życie jest pieprzoną sinusoidą. Góra, dół, góra, dół, góra, dół, góra i znowu dół. Wszystko zmieniło się o 180 stopni. Chociaż jedno pozostaje niezmienne - nadal rezygnuję z magistra. Chociaż mam jeszcze miesiąc do zastanowienia się i w ciągu tego czasu znowu moje życie może zmienić trajektorię. Ale mam dość bawienia się w studenckie życie, z którego i tak nic nie wykorzystam w przyszłości. Nie oszukuję się, że mgr przed nazwiskiem jest mi niezmiernie potrzebne do znalezienia pracy. Przecież dużo mogę osiągnąć bez tego tytułu. Żyjemy w kraju, gdzie wykształcenie wyższe w gruncie rzeczy nic nie znaczy, a czasem wręcz jest utrudnieniem. 70% ludzi w Polsce kierowało się drogą liceum/technikum-studia, a jedynie 20% obrało kierunek zawodówka. I wiecie co? Mniejszość wygrywa.
 Mam już trochę poukładane w głowie co chcę robić w ciągu najbliższego roku i zamierzam te plany zrealizować. Jutro okaże się czy 1/4 tego planu powiedzie się, czy też będę myśleć nad zastąpieniem tego inną rzeczą potrzebną do samorealizacji. Praca. Tylko to mi teraz w głowie, bo jednak nie patrzeć jest to przymusowe w naszych czasach.


"Nie będzie nam płakać i drżeć
Ani ukradkiem wycierać nos
Nie będzie nam upijać się
Ani tabletek łykać na sen"

środa, 15 kwietnia 2015

Ma durga

Nie było mnie tu dawno, a świadczy to przede wszystkim o tym, że nad wyraz wszystko u mnie w porządku. Mniej więcej w porządku.
Moja kariera w Trójmieście powoli dobiega końca, ale raczej mnie to cieszy niż smuci. Licencjat jak żelazko, już rozgrzane i gotowe to pracy. Początek lipca będzie zwieńczeniem trzyletniej katorgi związanej z kolokwiami, prezentacjami, esejami i wreszcie egzaminami. Kazdy jeden rok przeżyłam inaczej - od pierwszego, pełnego wypadów na Monciak i nie-wiadomo-co-wyprawiania, po rok drugi, spędzony na oddaniu sie w całości żałosnej i smutnej egzystencji po śmierci Taty, aż po rok trzeci, polegający na "byle-do". Byle do piętnastej, byle do piątku, byle do końca semestru. Byle przerwać, byle się nie poddać przed metą.
Cieszę się na nowe plany życiowe, związane z przeprowadzką do miejsca dzieciństwa. Bo gdzie - jak nie tam - będę czuła się najbezpieczniej. Wiem, że ta decyzja będzie chyba najpoważniejszą ze wszystkich - tak, bardziej poważną niż wybór studiów, który nota bene uważam za bezsensowny (liceum z resztą też, patrząc z perspektywy czasu). Skończy się ściemnianie, wieczne uciekanie przed dorosłością, do której teraz szaleńczo gonię. Oczywiście ciężko mi będzie zerwać raz na zawsze z jedną toksyczną substancją w moim życiu, która blokuje mi drogę do wyzbycia się złych emocji, ale będzie lepiej z dala od miejskiego smogu, na który nabrałam w ciągu ostatnich lat alergii.
Poza tym w kwestii uczuciowej, pływam na kwiecie lotosu, w bezwietrzny dzień, w blasku wschodzącego słońca, na tafli spokojnego oceanu, bla, bla, bla, kocham i jestem kochana. Tego jestem przecież pewna.


czwartek, 12 lutego 2015

Wilkiem

Zmian ciąg dalszy. Czy wreszcie "to" będzie "tym", okaże się za miesiąc. Albo dwa.
Po prawie dwóch latach życia w niepewności, zastanawiania się "co tym razem mi jest", dostałam odpowiedz. Ale to coś więcej, niż lekarska odpowiedź na to, co mi dolega, ale lekarska odpowiedź co jest przyczyną danych dolegliwości. Wreszcie, nareszcie. Ale zanim do sedna dojdę, co przychodnia Revitum wykryła u mnie, chciałabym co nieco przybliżyc powody mojej radości w tej diagnozie w postaci podziękowań:
- dla dr Greczko, za nierozpoznanie paraliżu twarzy (to normalne, od stresu, pani konno pojeździ) - podziękowania dla dr O., za szybką reakcje i pomoc w powrocie do zdrowia
- dla dr Greczko ponownie, za nierozpoznanie astmy (trzecie opakowanie antybiotyków na kaszel w ciągu miesiąca nie zaszkodzi)- podziękowania dla dr O., za odpowiednie skierowanie
- dla dr O., za podejrzewania o bulimię, w czasie gdy w moim żołądku roiło się od bakterii H. pylori,
- dla dr W., za stwierdzenie zespołu jelita drażliwego w czasie gdy od dwóch lat, cierpiałam na nadmiar grzybów Candida.
Zmiana stylu życia - kolejna, żywnościowa oczywiście. Mniej szkodliwego glutenu, mniej słodyczy, ale mam nadzieję, że z czasem więcej kilogramów.
Może zabrzmi to jak reklama, ale w myśl zdrowego rozsądku, dobrze jest promować to, co dobre. Kolejki malutkie (bo nie na kasę chorych takie luksusy). Szczególnie zadowolona jestem z doboru naturalnych leków - z oregano czy aloesu.
Mam wrażenie, ze wkrótce wszystko się ułoży.

Nazwisko jednego lekarza specjalnie napisałam, ku przestrodze, bo uczynił więcej złego niż wszystkie wróżki/jasnowidze razem wzięci. Chyba wiem, kto ściągał na egzaminach.

niedziela, 1 lutego 2015

Psychosocial

Spytaj jak się czuję.
Czy tabletki przestały mieć negatywny wpływ na moje samopoczucie, czy czuję się pewnie w związku z jutrzejszym egzaminem. Czy już się nie boję nocami, czy mogę zaufać sobie na tyle, by wyjść na balkon i odpalić papierosa. Spytaj się mnie czy wiem, że stąpam po pewnym gruncie. Nie zapomnij zapytać, czy wreszcie przytyłam jak chciałam. I czy wysypiam się nocami. I czy te podkrążone oczy świadczą o tym, że za długo spałam, i czy ten makijaż jest skutkiem poprawy nastroju. Spytaj się też, czy jest mi już ciepło w nogi i czy zdążyłam się dziś uśmiechnąć. Spytaj się też czy koszmary już minęły.
Nie, nie, nie, nie.
Trudno mnie zrozumieć. Mi samej trudno jest czasem. Wiem, że potrzebuję takich słów, jak: kocham cie, tęsknie, możesz na mnie liczyć. I może domyślam się tego, ale o wiele przyjemniej i łatwiej jest w życiu kiedy od czasu do czasu usłyszy się te słowa. I miło jest także usłyszeć przepraszam, miło jest spędzić trochę czasu sam na sam z drugą osobą, chociażby na słuchawce. Chwila tylko dla nas, bym wiedziała, że jesteś mój. Ranią mnie słowa typu "nie potrzebuję cię", bo u mnie jest na odwrót, bardzo mocno Cię potrzebuję i chce, żebyś to wiedział, żebyś to czuł i żebyś był pewien, że stąpasz po pewnym gruncie.
Czuję się tak beznadziejna w związku z moją nerwicą, że zastanawiam się, czy to nie jest granica depresji. Jak tylko znika słońce, zaczyna mi być smutno, każda drobnostka sprawia, że coraz gorzej się czuję. Nie mam sił już walczyć z tym gównem, bo przez to, czuję się jak zbędny element krajobrazu. Chciałabym potrafić zobrazować komuś to uczucie. Usiąść, włączyć wikipedię, czy cokolwiek innego i pokazać: o, to odczuwam, też tak mam, właśnie o to chodzi, a to wszystko przez to.
Ale chyba nie mam osoby, która by to dla mnie zrobiła. Która chciałaby choć przez moment zrozumieć przez co przechodzę, zrozumieć przede wszytskim dlaczego robie tak, a nie inaczej, dlaczego jestem taka jak nie inna.
Gdyby spadła bomba atomowa na Ziemię, a ja byłabym jedyną samotną żyjącą istotą, to chyba nie poczułabym różnicy.

wtorek, 13 stycznia 2015

Stanac na nogi

To chyba już ten czas, kiedy pojawiają się noworoczne przemyślenia, na temat tego co było, i tego, co chciałabym by się zdarzyło.

Rok 2014... Z pewnością lepszy niż jego starszy brat. Mniej katastrof, mniej powodów do płaczu, ale idealnie nie będzie, być nie może, więc starać się będę nie narzekać na to co było. Panta rhei przecież. Robiąc przegląd wszystkiego, co było, do najbardziej nieprzyjemnych chwil mogę zaliczyć akt pierwszy i drugi, ale już akt trzeci był najwspanialszym zakończeniem zapowiadającej się tragedii. Mam więcej szczęścia niż rozumu, często podejmuje złe decyzje, akt pierwszy jest świadkiem koronnym właśnie tych złych decyzji, ale każda kolejna sekunda po akcie trzecim sprawiła, że otworzyłam oczy na to co "mam", czym dane mi jest się cieszyć. Każdy z tych aktów, przypomina mi o Tej osobie, którą tak bardzo wtedy skrzywdziłam. Ale zupełnie zapomniałam o kontrataku, o mojej Matce Karmie, która za to skopała mi dupsko. Dwukrotnie. Przypomniała o sobie w Niedopowiedzenia, ale z mniejszą nutą okrutności. Ale przynajmniej nie mam ochoty się znowu sparzyć.
Finalnym postem roku 2014 była Rzeka, która dała mi nadzieję na to, że jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie. I chyba tak właśnie jest. Chodzę szczęśliwa, czuję się bezgranicznie kochana, na więcej rzeczy się godzę, czy też jestem gotowa. Szkoda tylko, że moje sny przypominają mi o tym, że wszystko co mamy, zbudowane jest na fundamentach z piasku. Ale się nie boję. Po raz drugi.





Spójrz, jaka szczęśliwa jestem.