Mam w sobie tyle sprzeczności, że sama w nie czasem nie dowierzam. Jak można być mną? Tak absolutnie niepojętą, nieprzewidywalnie nawet dla mnie, psrsoną. Współczułabym osobie na moim miejscu, znając ten stan. Tak chętnie zamieniłabym się chociaż na chwilę. Na jeden dzień, dwadzieścia cztery godziny. Nie czuję się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie i tak bardzo chciałabym się tam znaleźć, tak bardzo brakuje mi powietrza, tchu, chcę znaleźć się w tym miejscu, gdzie będę pasować chociaż w sześćdziesięciu procentach. Gdziekolwiek jestem. Cokolwiek robię. Nie, to nie ja, ja nie mogę sobie pozwolić na bycie sobą, bo w gruncie rzeczy sama sobie się wydaje kimś nie wartym uwagi, co więcej, wydaję mi się, że powinno się mnie unikać z daleka, bo jedyne co potrafię robić i co rzeczywiście robię to niszczenie, niszczenie, niszczenia. Każdego. Wszystkiego. Jak to nazwać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz