Prawie pół roku minęło od pobudki o 4 nad ranem, od ostatniego prysznica w dwupaku, od tych bolesnych skurczy, od jego pierwszego krzyku. Pół roku od potoku szczęścia, który płynie do tej pory i będzie płynąc, póki wiem, ze go mam. I to nie tak, ze łatwo przyszło, bo musieliśmy się siebie nauczyć, bo uczymy się siebie dalej. Ale odkąd Go mam, odkąd jest przy mnie, to tak jakby świat przestał istnieć i zaczął istnieć bardziej. Jednocześnie wszystko przestaje mieć znaczenie i zaczyna mieć niewyobrażalną wartość. Uczy mnie ten mały człowiek przesiewania sensu od bezsensu. Był tym, czego w tym momencie życia potrzebowałam. Moim kurhanem, moim drogowskazem, moja ścieżka. Mam mu tyle do powiedzenia i nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie zrozumie, jak bardzo uczynił mój świat lepszym.
Odnalazłam swoje gniazdo.
Zaznałam swojego gniazda.
I dokądkolwiek pójdę, poniosę ze sobą jego pierwszy krzyk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz